niedziela, 26 maja 2013

Wayne Jackson - Hallelujah

"You know everything's fine." she said.
"It's just a question of time." she said.
Cos people tell you, "nobody tells you".
And I've been stripping the days away.
I had more patience than Doctor Dre.
And you said that we'd go on and on,
But the first sign of trouble and you're gone.

It's how I'm feeling today, hallelujah,
As the rain falls on this town.
It's how I'm feeling today, hallelujah,
These streets my holy ground.
It's how I'm feeling today.

Just like a vampire in delight,
You kept me up almost every night.
You sucked the blood until there was none,
First sign of trouble and you're gone.

It's how I'm feeling today, hallelujah,
As the rain falls on this town.
It's how I'm feeling today, hallelujah,
No requiem nor sound
It's how I'm feeling.

If I was you, I wouldn't sleep so good tonight,
Cos if your conscince doesn't keep you awake,
Baby ... I might.

It's how I'm feeling today, hallelujah,
As the rain falls on this town.
It's how I'm feeling today, hallelujah,
And a vacuum makes no sound
It's how I'm feeling today, hallelujah,
As the rain keeps falling down.
It's how I'm feeling today, hallelujah,
As I remove my thorn of crowns,
It's how I'm feeling.

"Wiesz, że wszystko jest w porządku." powiedziała.
"To tylko kwestia czasu." powiedziała.
Ludzie cos powiedzieć, "nikt wam powie".
A ja odpędzenie dni.
I miał więcej cierpliwości niż Doctor Dre.
I powiedział, że chcemy iść dalej i dalej,
Ale pierwszą oznaką kłopotów i nie ma.

To jak się czuję dzisiaj, alleluja,
Jak deszcz pada na tym mieście.
To jak się czuję dzisiaj, alleluja,
Te ulice mój świętej ziemi.
To jak się czuję dzisiaj.

Podobnie jak wampir w rozkoszy,
Ty trzymał mnie się prawie co noc.
You ssać krew dopóki nie było nikogo,
Pierwsza oznaka kłopotów i nie ma.

To jak się czuję dzisiaj, alleluja,
Jak deszcz pada na tym mieście.
To jak się czuję dzisiaj, alleluja,
No requiem, ani dźwięku
Jest to, jak się czuję.

Jeśli to ty, nie będę spać tak dobrze dziś,
Bo jeśli conscince nie zachowuje się obudzisz,
Dziecko ... I może.

To jak się czuję dzisiaj, alleluja,
Jak deszcz pada na tym mieście.
To jak się czuję dzisiaj, alleluja,
A próżnia brak dźwięku
To jak się czuję dzisiaj, alleluja,
Jak deszcz wciąż spadają.
To jak się czuję dzisiaj, alleluja,
Jak mogę usunąć mój cierń z korony,
Jest to, jak się czuję


niedziela, 19 maja 2013

Niebieskie Okulary


MIAŁAM 14 LAT I ZAMĘT W GŁOWIE. STAŁAM WŚRÓD BEZDROŻY I PRÓBOWAŁAM ODSZUKAĆ ŚCIEŻKĘ, KTÓRA ZAPROWADZI MNIE NA WŁAŚCIWĄ DROGĘ. BYŁAM SAMA I POTRZEBOWAŁAM WSPARCIA, BY ODNALEŹĆ SWOJE MIEJSCE W ŚWIECIE. NICZEGO SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM I NA NIC NIE LICZYŁAM. NIE WIERZYŁAM, ŻE ZNAJDZIE SIĘ KTOŚ, KTO BĘDZIE MÓGŁ COŚ ZMIENIĆ W MOIM ŻYCIU. POMAŁU POGRĄŻAŁAM SIĘ W CORAZ TO WIĘKSZEJ DEPRESJI. MOJE ŻYCIE PRZEPEŁNIAŁA CIEMNOŚĆ. I WTEDY POJAWIŁ SIĘ ON. DRUGA KLASA GIMNAZJUM, ZMIANA KATECHETY. WYCHOWAWCZYNI MÓWI, ŻE TO MŁODY MĘŻCZYZNA. WSZYSCY SĄ GO CIEKAWI, MNIE ON WISI. SŁUCHAM, CO MÓWI, GDY POJAWIA SIĘ (NIE WIADOMO SKĄD) NA POLACH MOKOTOWSKICH W DRUGIM DNIU INTEGRACYJNYM – NIC NOWEGO. NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ, JAK TEN CZŁOWIEK, Z KTÓRYM NAWET NIE ZAMIENIŁAM WTEDY NAWET SŁOWA, ZMIENI MOJE ŻYCIE. JEDNA Z PIERWSZYCH LEKCJI, (ALBO I PIERWSZA) SALA 14, 1 PIĘTRO. NIE WIEM, O CZYM MÓWIŁ, ALE ZASUGEROWAŁ, ŻE MOŻE NAM POMÓC. COŚ MI SIĘ WTEDY NIE SPODOBAŁO I PO LEKCJI PRZYSZŁAM DO NIEGO Z JAKIMŚ SWOIM ŻALEM. KAZAŁ MI USIĄŚĆ I JAKIŚ CZAS ROZMAWIALIŚMY. I TAK TO SIĘ ZACZĘŁO. OPOWIADAŁAM MU O WSZYSTKIM, CO SIĘ ZE MNĄ DZIAŁO, A DZIAŁO SIĘ WIELE. MIĘLIŚMY ZAJĘCIA DWA RAZY W TYGODNIU: WE WTORKI I PIĄTKI. DLA NAS OBOJGA BYŁA TO OSTATNIA GODZINA. W DOMU MÓWIŁAM, ŻE MAM ZEBRANIE SWOJEJ GRUPY. PRZEZ CAŁY ROK, ZOSTAWAŁAM PO LEKCJI BY POROZMAWIAĆ. TRWAŁO TO CZASEM PONAD GODZINĘ. GODZINĘ DŁUŻEJ ZOSTAWAŁAM W SZKOLE! DODATKOWO W CZWARTKI MIAŁ DYŻUR NA DUŻEJ PRZERWIE NA PARTERZE GDZIE ZWYKLE CZEKAŁAM NA JEDZĄCĄ OBIAD KOLEŻANKĘ, ZAWSZE WIĘC GO ZAGADYWAŁAM. A ON MNIE SŁUCHAŁ I NAPRAWDĘ ROZUMIAŁ. TO BYŁO JAK SEN. NARESZCIE NIE BYŁAM SAMA, ZNALAZŁAM PRAWDZIWEGO PRZYJACIELA. ZMIENIŁ MOJE ŻYCIE, NAPEŁNIŁ JE NOWYM ZNACZENIEM. PRZY NIM NABRAŁO SENSU. MIAŁAM WRAŻENIE, ŻE ON WIDZI ŚWIAT W NIEBIESKICH OKULARACH. MIAŁ W SOBIE PEŁNO OPTYMIZMU, KTÓRYM MNIE ZARAŻAŁ. BYŁ OBCY A JEDNOCZEŚNIE TAK BLISKI. W CIĄGU KILKU MIESIĘCY STAŁ MI SIĘ NAJBLIŻSZYM CZŁOWIEKIEM NA ŚWIECIE. NIKOMU NIE UFAŁAM TAK JAK JEMU. BYŁ JAK STARY PRZYJACIEL RODZINY, MÓJ STARY PRZYJACIEL RODZINY. ROZMOWY Z NIM PRZYNOSIŁY MI DUŻĄ ULGĘ. DO DOMU WRACAŁAM SZCZĘŚLIWSZA, SPOKOJNIEJSZA. PARĘ OSÓB WIEDZIAŁO O NASZYCH KONTAKTACH. PRZEDE WSZYSTKIM AGATA, KAROL, ANKA I KAŚKA, ALE ONI NA MOJĄ PROŚBĘ MILCZELI (CHYBA). BYWAŁO ZE ¬MNĄ RÓŻNIE. GDYBY NIE ON JUŻ PEWNIE DAWNO WSKOCZYŁABYM POD TRAMWAJ. JEDNAK NIE ZROBIŁAM TEGO, NIE BYŁAM SAMA. CIĄGLE SŁYSZAŁAM OD NIEGO, ŻE „UCIECZKA TO NIE ROZWIĄZANIE”. NIE WIERZYŁAM W TO. DOPIERO PÓŹNIEJ BARDZO BOLEŚNIE PRZEKONAŁAM SIĘ, ŻE MIAŁ RACJĘ. WIERZYŁAM W NIEGO. POTRZEBOWAŁAM JEGO SŁÓW, JEGO WIARY, OPTYMIZMU. PO KAŻDEJ ROZMOWIE Z NIM CZUŁAM, ŻE NAPEŁNIA MNIE NOWA SIŁA, DZIĘKI KTÓREJ MOGŁAM PRZETRWAĆ JAKIŚ CZAS. UZALEŻNIŁAM SIĘ OD NIEGO, POTRZEBOWAŁAM JEGO STAŁEJ OBECNOŚCI. WIEDZIAŁAM KIEDY, GDZIE I Z KIM MA ZAJĘCIA. TO BYŁO CHORE, WIEM, ALE JA BYŁAM TYLKO SŁABĄ, POTRZEBUJĄCĄ POMOCY I SAMOTNĄ DZIEWCZYNĄ. DLA MNIE TO BYŁO NIESAMOWITE. POZNAŁAM CZŁOWIEKA BARDZO WYJĄTKOWEGO. NAWET NIE PRZEWIDYWAŁAM JAK TO NA MNIE WPŁYNIE. TO BYŁA JEDYNA OSOBA, KTÓRA MIAŁA NA MNIE TAK OGROMNY WPŁYW, KTÓRA UMIAŁA MNIE DO WSZYSTKIEGO PRZEKONAĆ. ROBIŁAM PRAWIE WSZYSTKO, CZEGO ON ODE MNIE CHCIAŁ. NIKT INNY NIE BYŁBY W STANIE PRZEKONAĆ MNIE DO PRZE-CZYTANIA FRAGMENTU TEKSTU NA DRODZE KRZYŻOWEJ. ON MNIE ZMUSIŁ, NIE BYŁAM WSTANIE MU ODMÓWIĆ, CHOĆ BARDZO TEGO NIE CHCIAŁAM. BYŁO OSTRO, PRAWIE SIĘ Z NIM POKŁÓCIŁAM, ALE I TAK TO ZROBIŁAM. TEN PIĄTEK DŁUGO POZOSTANIE MI W PAMIĘCI. POTEM OSKARŻYŁAM GO, ŻE PRZEZ NIEGO NIE TRZYMAM DIETY (PO WSZYSTKIM Z NERWÓW POSZŁAM NA GOFRA). ON TEŻ ZMUSIŁ MNIE W TRAKCIE JEDNEJ Z ROZMÓW ABYM WYPISAŁA 10!!! SWOICH ZALET. PODZIWIAŁAM CIERPLIWOŚĆ Z JAKĄ SIĘ ZE MNĄ OBCHODZIŁ. BYŁO MI CIĘŻKO, SAMA NIE WIEDZIAŁAM CO ZE SOBĄ ZROBIĆ. ON BYŁ ZAWSZE WTEDY OBOK MNIE – STOSOWAŁ JAK BYM TO TERAZ NAZWAŁA TERAPIĘ.
ROK SZKOLNY MINĄŁ I PRZYSZŁY WAKACJE. NIE WIEDZIAŁAM, CZY GO JESZCZE ZOBACZĘ, CZY BĘDZIE UCZYŁ W PRZYSZŁYM ROKU. CAŁE WAKACJE WALCZYŁAM ZE SOBĄ. NADSZEDŁ WRESZCIE TEN DZIEŃ KIEDY DOWIEDZIAŁAM SIĘ ŻE ON ZOSTAŁ. BYŁAM ZADOWOLONA, JEDNAK W NASZYCH RELACJACH COŚ SIĘ ZMIENIŁO. NA POZÓR WSZYSTKO BYŁO PO STAREMU LECZ GODZINY NAM SIĘ POZMIENIAŁY I BYŁO MNIEJ OKAZJI DO ROZMÓW. MIAŁAM WYRAŹNIE ŻE SIĘ ODSEPAROWYWAŁ. KIEDY COŚ PRÓBOWAŁAM ON MÓWIŁ ŻE NIE WIE CO ZROBIĆ, BARDZIEJ NACISKAŁ NA WIZYTĘ U PEDAGOG, ALE JA SIĘ BAŁAM ŻE TO WYJDZIE NA JAW. W TYM WYPADKU NIE MIAŁ SZANSY ABY MNIE PRZEKONAĆ. PO JAKIMŚ CZASIE ZROZUMIAŁAM CO SIĘ DZIEJE. CZY MIAŁ DOSYĆ CZY NIE CHCIAŁ W TO DALEJ BRNĄĆ, A MOŻE NAPRAWDĘ NIE WIEDZIAŁ CO ROBIĆ I NIE CHCIAŁ POPEŁNIĆ BŁĘDU. CIĘŻKO TO PRZEŻYŁAM, POCZUŁAM SIĘ ZAWIEDZIONA I ZRANIONA. NIE MIAŁAM WYJŚCIA, ROZUMIAŁAM GO. W KOŃCU UPORAŁAM SIĘ Z TĄ SYTUACJĄ, ALE STARE NAWYKI ZOSTAŁY. NIE ZMIENIŁAM SWOJEGO STOSUNKU DO NIEGO. W PONIEDZIAŁKI ZAJĘCIA BYŁY NA PIĄTEJ GODZINIE, POTEM BYŁA PIĘTNASTOMINUTOWA PRZERWA, NA KTÓREJ Z NIM ROZMAWIAŁAM. OBYDWOJE MIELIŚMY POTEM JESZ¬CZE GODZINĘ, ALE TO NIE BYŁ JUŻ MÓJ CZAS – NALEŻAŁ ON DO KLASY „G”; ONI TEŻ GO ZAGADYWALI. NIC DZIWNEGO BYŁ MŁODY, SYMPATYCZNY I NAPRAWDĘ MOŻNA BYŁO Z NIM POROZMAWIAĆ NA KAŻDY TEMAT. ZNÓW WIEDZIAŁAM O NIM WSZYSTKO. W CZWARTKI ZNÓW MIAŁ DYŻUR NA PRZERWIE OBIADOWEJ, TYM RAZEM NA PIERWSZYM PIĘTRZE. BYŁAM POD OBSTRZAŁEM, ALE MIMO TO CZĘSTO UDAWAŁO MI SIĘ ZAJĄĆ MU CHWILKĘ. WIEM ŻE W DRUGIEJ KLASIE ROZWIĄZYWAŁ JAKIEŚ WEWNĘTRZNE NIEPOROZUMIENIA DZIEWCZYN Z MOJEJ KLASY. WIELE OSÓB BYŁO MU PRZECIWNYCH, ZWŁASZCZA MOJA PRZYJACIÓŁKA, DLATEGO TEŻ MUSIAŁAM UWAŻAĆ. TRUDNO MI BYŁO ROZMAWIAĆ Z NIĄ NA TEN TEMAT, ZWŁASZCZA GDY ONA PRZEDSTAWIAŁA SWOJĄ WERSJĘ. BYŁY TO GŁUPIE ROZMOWY, ZAWSZE PRÓBOWAŁAM UCIEC OD TEMATU, ZAKOŃCZYĆ I NIE WDAWAĆ SIĘ W DYSKUSJĘ. ON BYŁ DOBRYM CZŁOWIEKIEM, CZUŁAM TO – MAM NOSA DO LUDZI. ZAWSZE GO BRONIŁAM. UWAŻAŁAM GO NIEMAL ZA PÓŁBOGA.
NIESTETY NASZ CZAS DOBIEGŁ KOŃCA – PRZYSZEDŁ KONIEC ROKU, A DLA MNIE OZNACZAŁO TO OPUSZCZENIE GIMNAZJUM. TEGO DNIA CHYBA NIGDY NIE ZAPOMNĘ. PAMIĘTAM JAK BARDZO CHCIAŁAM TEGO OSTATNIEGO DNIA ZOBACZYĆ GO CHOĆ PRZEZ CHWILKĘ, POŻEGNAĆ SIĘ, PODZIĘKOWAĆ. BARDZO MI NA TYM ZALEŻAŁO. NIE WIEDZIAŁAM JEDNAK JAK TO WSZYSTKO SIĘ ODBĘDZIE, CZY BĘDZIE KU TEMU OKAZJA, A NIE STARCZYŁO BY MI ODWAGI BY GO SZUKAĆ. TEGO DNIA COŚ NIE WYSZŁO I NIE BYŁO MNIE NA UROCZYSTOŚCIACH A ŚWIADECTWO ODBIERAŁAM PÓŹNIEJ. TO BYŁO JAK SEN. SZŁAM DO SZKOŁY A WŁAŚCIWIE TYLKO DO WYCHOWAWCZYNI. NIE MIAŁAM ZŁUDZEŃ ŻE GO SPOTKAM, NIE MYŚLAŁAM NAWET O NIM BO TYLE SIĘ WYDARZYŁO. WESZŁAM DO SZKOŁY I UDAŁAM SIĘ PROSTO W KIERUNKU SALI 11, NAJKRÓTSZĄ DROGĄ. KIEDY ZBLIŻAŁAM SIĘ DO SCHODÓW ZOBACZYŁAM GO. WYSZEDŁ WŁAŚNIE Z SALI GIM-NASTYCZNEJ. PODESZŁAM DO NIEGO I PODZIĘKOWAŁAM MU ZA WSZYSTKO, CO DLA MNIE ZROBIŁ. ON ZAPRZECZAŁ, MÓWIŁ ŻE MÓGŁ ZROBIĆ WIĘCEJ. POWIEDZIAŁ MI JAK ZWYKLE, ŻE WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE. PRZEZ CHWILĘ TRZYMAŁ MOJĄ RĘKĘ. CZUŁAM SIĘ SZCZĘŚLIWA. WŁAŚNIE WY-FRUWAŁAM Z POD JEGO SKRZYDEŁ I SŁYSZAŁAM JEGO SŁYNNE SŁOWA „BĘDZIE DOBRZE”. TO BYŁO WSPANIAŁE. BYŁO TO POŻEGNANIE I WYDAWAŁO SIĘ, ŻE OSTATNIE SPOTKANIE PRZYJACIÓŁ. COŚ SIĘ KOŃCZYŁO, ZOSTAŁ ZAMKNIĘTY PEWIEN OKRES ŻYCIA. NIE ZDAWA¬ŁAM SOBIE SPRAWY, CO BĘDZIE DALEJ, JAK BARDZO MI GO BĘDZIE BRAKOWAĆ. W NOWYM ROKU SZKOLNYM RÓWNIEŻ BARDZO CHCIAŁAM BYĆ BLISKO NIEGO, MIEĆ Z NIM JAKIŚ KONTAKT, ALE WYSZŁO INACZEJ. PIERWSZY RAZ SPOTKAŁAM GO ZUPEŁNIE PRZYPADKIEM - W KOŚCIELE NA MSZY. MIAŁAM IŚĆ NA 10, ALE NIE ZDĄŻYŁAM SIĘ WYROBIĆ I POSZŁAM NA 10:30. KIEDY WESZŁAM SPOSTRZEGŁAM GO OD RAZU, ON, CHOĆ KRĘCIŁ SIĘ OBOK, NIE ZAUWAŻYŁ MNIE. NIESTETY NIE MOGŁAM PODEJŚĆ BO NIE BYŁAM SAMA. CAŁĄ MSZĘ NIE MOGŁAM SIĘ SKONCENTROWAĆ, CIĄGLE GO OBSERWOWAŁAM. PO MSZY POD JAKIMŚ PRETEKSTEM ZOSTAWIŁAM KOLEŻANKI I PODE-SZŁAM. CHWILĘ ROZMAWIALIŚMY. PYTAŁ CO SŁYCHAĆ. NIESTETY ZARAZ MUSIAŁ ODEJŚĆ BO NIE BYŁ SAM. ZMIESZAŁAM SIĘ JAK ZAWSZE W TAKIEJ SYTUACJI. JEDNAK BARDZO UCIESZYŁAM SIĘ Z TEGO SPOTKANIA. POTRZEBOWAŁAM POCIESZENIA I TEGO UPRAGNIONEGO ZDANIA „WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE”. ROZMAWIALIŚMY JAK DAWNIEJ: SZCZERZE I OTWARCIE, TO BYŁO NIESAMOWITE. STARAŁAM SIĘ MU STREŚCIĆ OSTATNIE WYDARZENIA, CHOCIAŻ W DWÓCH ZDANIACH. DRUGIE SPOTKANIE BYŁO RÓWNIE PRZYPADKOWE I TEŻ W KOŚCIELE. TYM RAZEM BYŁAM Z AGATĄ NA RÓŻAŃCU. W POŁOWIE MSZY SPOJRZAŁAM W KIE¬RUNKU ZAKRYSTII I ZOBACZYŁAM GO. ZNÓW UKRADKIEM MU SIĘ PRZYPATRYWAŁAM. PO MSZY UDAŁAM SIĘ Z KOLEŻANKĄ Z KTÓRĄ PRZYSZŁAM DO ZAKRYSTII. PRZYWITAŁYŚMY SIĘ Z NIM, PO CZYM WESZŁYŚMY. PO ZAŁATWIENIU SPRAWY KOLEŻANKA ZAPROPONOWAŁA ABY NA NIEGO POCZEKAĆ, CZEGO I JA BARDZO CHCIAŁAM. TYM RAZEM ROZMOWA PRZEBIEGAŁA TROCHĘ INACZEJ, NIE BYLIŚMY SAMI. JAK ZWYKLE SIĘ DO MNIE PRZYCZEPIŁ: TYM RAZEM ŻE NIE MAM CZAPKI ANI SZALIKA. GŁOSEM SKRAJNIE NIEGRZECZNYM POWIEDZIAŁAM MU, ŻE MAM KOŁNIERZ POD SZYJĄ I KAPTUR. ROZPOCZĘŁA SIĘ MSZA, SPYTAŁ CZY ZOSTAJEMY, JEDNAK MY MIAŁYŚMY JUŻ DOŚĆ. WRACAJĄC DO DOMU MÓWIŁYŚMY O NIM, ALE KAŻDA Z NAS MÓWIŁA Z INNEJ PERSPEKTYWY. DLA NIEJ BYŁA TO TYPOWA ROZMOWA DWÓCH UCZENNIC Z DAWNO NIEWIDZIANYM NAUCZYCIELEM, ALE DLA MNIE BYŁO TO COŚ SZCZEGÓLNIEJSZEGO, BARDZIEJ ZNACZĄCEGO. SPOTKANIE Z PRZYJACIELEM, Z NAJBLIŻSZĄ OSOBĄ, POCIESZYCIELEM. Z CZŁOWIEKIEM, KTÓRY DODAJE MI SIŁ, ZACHĘCA DO ŻYCIA. KILKAKROTNIE POTEM PRÓBOWAŁAM NA NIEGO WPAŚĆ. JEDNAK NIGDY MI SIĘ TO NIE UDAŁO. NIESTETY KIEDY BYŁAM W SZKOLE PRZED ŚWIĘTAMI NIE WIDZIAŁAM GO. STAŁAM PRZED POKOJEM NAUCZYCIELSKIM I SPOTKAŁAM KILKU NAUCZYCIELI, JEDNAK NIE JEGO. NIE MIAŁAM ODWAGI ABY TAM WEJŚĆ. BĘDĄC KTÓREGOŚ DNIA NA MSZY O 18:30 BYŁAM PEWNA ŻE ON TAM JEST. STAŁAM PO DRUGIEJ STRONIE KOŚCIOŁA, ALE GO NIE ZOBACZYŁAM. DO DZIŚ JESTEM PEWNA, ŻE ON TAM BYŁ. WY¬DAWAŁO MI SIĘ, ŻE ON CHODZI CODZIENNIE NA MSZĘ O 18:30 ALE MNIE NIGDY NIE BYŁO PO DRODZE. SZUKAŁAM GO NA DRODZE KRZYŻOWEJ O 17:30 – NIESTETY BEZ POWODZENIA. AGATA I KAROL SPOTKALI GO NA GORZKICH ŻALACH. JA BYŁAM DWA RAZY I NIGDY GO NIE SPOTKAŁAM, MOŻE GDYBYM POSZŁA TRZECI, A NIE URWAŁA SIĘ, MOŻE BYŚMY SIĘ SPOTKALI. KIEDY MÓWILI MI O TYM SZYBKO KOŃCZYŁAM TEMAT – PO PROSTU BYŁAM ZAZDROSNA, W SERCU CZUŁAM ŻAL, BÓL – TAK BARDZO CHCIAŁAM BYĆ NA ICH MIEJSCU, TAK BARDZO PRAGNĘŁAM GO SPOTKAĆ, TAK MI ZALEŻAŁO. TO SAMO CZUŁAM, KIEDY KTÓREGOŚ DNIA KAROL POWIEDZIAŁ MI, ŻE ROZMAWIAŁ Z NIM I ŻE ZAPROSIŁ GO DO CORSO. KIEDYŚ PRZECHODZĄC OBOK SZKOŁY WYDAWAŁO MI SIĘ, ŻE ON TAM JEST. SERCE ZACZĘŁO MI MOCNIEJ BIĆ, NATYCHMIAST PRZESZŁAM NA DRUGĄ STRONĘ ULICY, ZUPEŁNIE NIE ZDAWA¬ŁAM SOBIE SPRAWY, CO SIĘ WOKÓŁ MNIE DZIEJE. BYŁAM JAK W AMOKU. NIESTETY TO NIE BYŁ ON. KILKA RAZY SIĘ TAK ZAWIODŁAM. TO BOLI, ALE CO ROBIĆ - JESTEM W SYTUACJI BEZ WYJŚCIA, NIE ZMIENIĘ TEGO, PRZYWIĄZAŁAM SIĘ I JUŻ. POD KONIEC PIERWSZEJ KLASY LICEUM, PO JEDNEJ Z CIĘŻSZYCH NOCY, PRZYŚNIŁ MI SIĘ. BYŁO TO TROCHĘ DZIWNE. JECHALIŚMY NA DZIAŁKĘ, ALE Z DRUGIEJ STRONY. SIEDZIELIŚMY NAPRZECIWKO SIEBIE, JA O JEDNO MIEJSCE Z TYŁU. CHWALIŁAM SIĘ, ŻE MAM NOWY SPOSÓB NA ROZŁADOWANIE SIĘ. WTEDY POJAWIŁA SIĘ (NIE WIEM SKĄD) KOBIETA, Z KTÓRĄ ROZMAWIAŁ PO ANGIELSKU (CHYBA JEGO MATKA). ON DALEJ MNIE SŁUCHAŁ I ROZMAWIAŁ Z NIĄ NA PRZEMIAN. MIAŁAM OCHOTĘ ODEZWAĆ SIĘ DO NIEJ, ALE ZAMILKŁAM. PODNIOSŁAM SIĘ DO WYJŚCIA, BO ZBLIŻAŁ SIĘ PRZYSTANEK. ZA CHWILE I ON POŻEGNAŁ SIĘ I POSZEDŁ DO DRUGIEGO WYJŚCIA. GDY WYSIADŁAM STRACIŁAM RÓWNOWAGĘ NA WERTEPACH, KTÓRE TAM BYŁY I POPROSIŁAM BY PODAŁ MI RĘKĘ, CO I UCZYNIŁ, ZARAZ POTEM WCISNĘŁAM SIĘ POD JEGO RĘKĘ TAK, ŻE MUSIAŁ MNIE OBJĄĆ. PYTAŁAM GO O COŚ (CHYBA CZY BĘDZIE NOCOWAĆ NA DZIAŁCE), A ON NA TO, ŻE MUSI SOBIE ZNALEŹĆ JAKIŚ KĄT. POPATRZYLIŚMY SOBIE W OCZY, BYLIŚMY BLISKO SIEBIE. POSZLIŚMY DO SKLEPU, GDZIE O JAKIEŚ MIEJSCE SPYTAŁ I COŚ MU DALI. NIE PAMIĘTAM, W JAKICH OKOLICZNOŚCIACH, ALE TRZY RAZY POCAŁOWAŁ MNIE W CZOŁO. TEN SEN BYŁ DLA MNIE BARDZO WAŻNY, ZWŁASZCZA ZARAZ PO OBUDZENIU SIĘ. POCZUŁAM, ŻE ZNÓW BYŁ BLISKO MNIE. TAK DAWNO GO NIE WIDZIAŁAM, JUŻ STRACIŁAM WIARĘ, ŻE GO JESZCZE ZOBACZĘ, A TU ON DO MNIE PRZYSZEDŁ, ZNÓW POCIESZAŁ MNIE W TRUDNEJ CHWILI. BARDZO MI GO BRAKOWAŁO, CHCIAŁAM, ABY NADAL BYŁ GDZIEŚ BLISKO MNIE, ABYM MOGŁA SIĘ DO NIEGO ZWRÓCIĆ. BO MIMO, IŻ MAM JUŻ INNY ŚWIAT TO ON NADAL JEST DLA MNIE BARDZO WAŻNY I TAK POZOSTANIE NA ZAWSZE, NA ZAWSZE BĘDZIE MOIM PRZYJACIELEM. LOS NIE SPRZYJAŁ NASZYM SPOTKANIOM I PIERWSZĄ KLASĘ PRZEBYŁAM WŁAŚCIWIE BEZ JEGO OBECNOŚCI – MIAŁAM TYLKO WSPOMNIENIA. PO ZAKOŃCZENIU ROKU SZKOLNEGO ZNÓW ODWIEDZIŁAM SWOJĄ STARĄ SZKOŁĘ. TYM RAZEM ODWAŻYŁAM SIĘ WEJŚĆ DO POKOJU NAUCZYCIELSKIEGO I OD RAZU GO SPOSTRZEGŁAM. NIE MOGŁAM JEDNAK OD RAZU PODEJŚĆ – JAK BY TO WYGLĄDAŁO. NA BRZEGU SIEDZIAŁY BABKA OD MATMY I RUSKA, Z KTÓRYMI CHWILĘ ROZMAWIAŁAM, A W MIĘDZY CZASIE NAUCZYCIELKA, KTÓRA SIEDZIAŁA NAPRZECIWKO NIEGO, ODESZŁA I ZOSTAWIŁA MI WOLNĄ DROGĘ, TOTEŻ SWOBODNIE PODESZŁAM I PRZYWITAŁAM SIĘ. ZAZNACZYŁAM, ŻE DAWNO SIĘ NIE WIDZIELIŚMY, ŻE AGATA I KAROL MÓWILI MI O SPOTKANIACH, POTEM POCHWALIŁAM SIĘ SZÓSTKĄ Z RELIGII, A ON POPROSIŁ (W SWOIM STYLU), BY MU POKAZAĆ ŚWIADECTWO, POWIEDZIAŁAM, ŻE TA SZÓSTKA TO DZIĘKI NIEMU I PRZYPOMNIAŁAM REFERAT „SYSTEM KOMUNISTYCZNY WOBEC KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO”, SPYTAŁ CZY TO NIE TEN SAM REFERAT, ALE NIE PRZYZNAŁAM SIĘ, POWIEDZIAŁAM, ŻE TO DZIĘKI NIEMU MIAŁAM MATERIAŁY. CHWILĘ ROZMAWIALIŚMY - NARZEKAŁAM, ŻE FIZYKA WYCISNĘŁA ZE MNIE WSZYSTKIE SIŁY, ŻE BYŁAM NA SKRAJU ZAŁAMANIE NERWOWEGO I MAŁO BRAKOWAŁO, A BY MNIE OGLĄDAŁ W ZAKŁADZIE PSYCHIATRYCZNYM – TYLKO SIĘ UŚMIECHNĄŁ NIE DOWIERZAJĄC. ZARAZ POTEM MUSIAŁ WYJŚĆ, A JA ROZMAWIAŁAM JESZCZE Z DRUGĄ NAUCZYCIELKĄ I WIEDZIAŁAM JAK PARĘ RAZY PRZECHODZIŁ OBOK POKOJU I PATRZY NA MNIE. W PAMIĘCI POZOSTAJE MI TEN JEGO UŚMIECH, TON GŁOSU I SŁOWA, KTÓRE WYNAGRODZIŁY MI TYLE CZASU SAMOTNOŚCI. UBRANY BYŁ W JASNY GARNITUR, KTÓRY GO WYRÓŻNIAŁ. PO WYJŚCIU BYŁAM W EUFORII, TAK DŁUGO CZEKAŁAM NA TO SPOTKANIE. BYŁAM TAKA SZCZĘŚLIWA, DŁUGO TO PRZEŻYWAŁAM, TO BYŁO JAK SEN. WIDZIAŁAM GO, ROZMAWIAŁAM Z NIM, PATRZYŁAM NA NIEGO. WIĘKSZEGO SZCZĘŚCIA NIE MOŻNA SOBIE WYOBRAZIĆ. SPOTKANIE Z PRZYJACIELEM PO TAK DŁUGIM CZASIE. NASTĘPNE MIAŁO SIĘ ODBYĆ DOPIERO PO WAKACJACH. JEDNAK NIE. BYŁ 13 LIPCA. PRZYJECHAŁAM DO WARSZAWY, BO MIAŁAM SWOJE PLANY, KTÓRE NIE BARDZO SIĘ POWIODŁY. POSZŁAM DO KOŚCIOŁA NA 18:30. PRZYSZŁAM WCZEŚNIEJ, JAKO, ŻE NIE SKOŃCZYŁO SIĘ POPRZEDNIE NABOŻEŃSTWO STAŁAM Z TYŁU, WYJĄTKOWO PO LEWEJ STRONIE. OBSERWOWAŁAM WSZYSTKICH WCHODZĄCYCH BO CZEKAŁAM NA ZNAJOMEGO KOLEŻANKI, Z KTÓRĄ BYŁAM. W PEWNYM MOMENCIE ZOBACZYŁAM GO I MIMO, IŻ NIE BYŁAM SAMA MUSIAŁAM PODEJŚĆ. ZAUWAŻYŁ, ŻE DO NIEGO PODCHODZĘ DOPIERO, GDY SIĘ ODEZWAŁAM. NIE WIERZYŁAM WŁASNYM OCZOM, ŻE GO WIDZĘ I TO MU NA PRZYWITANIE POWIEDZIAŁAM – PODAŁ MI RĘKĘ. BYŁAM MOCNO ZDZIWIONA, ŻE SIEDZI W WARSZAWIE – BYŁA POŁOWA LIPCA. JA Z KOLEI POWIEDZIAŁAM MU, ŻE PRZYJEŻDŻAM TU, BO SZARPIE SIĘ Z RODZINĄ NA DZIAŁCE. ZDZIWIŁO GO TO, POCIESZYŁ MNIE JEDNYM SŁOWEM, POTEM SPYTAŁ O KOLEJKĘ DO SPOWIEDZI I ODSZEDŁ. BACZNIE GO OBSERWOWAŁAM. USIADŁAM Z KOLEŻANKĄ Z PRZODU. CO JAKIŚ CZAS UKRADKIEM (BY MNIE NIE ZAUWAŻYŁ) ODWRACAŁAM SIĘ W JEGO KIERUNKU. BYŁAM ZNÓW PODENERWOWANA. KIEDY ZACZĘŁA SIĘ MSZA MUSIAŁAM SIĘ SKUPIĆ Z POWODU KSIĘDZA KRZYSZTOFA, STARAŁAM SIĘ JEDNAK NADAL ZERKAĆ: NAJPIERW WIDZIAŁAM JAK CZEKA, POTEM PRZY KONFESJONALE. POTEM ZNIKNĄŁ MI Z WIDOKU. MYŚLAŁAM, ŻE PO SPOWIEDZI STANIE GDZIEŚ W POBLIŻU, ALE NIE. ZOBACZYŁAM GO DOPIERO PRZY KOMUNII JAKO JEDNĄ Z OSTATNICH OSÓB. DOŚĆ SZYBKO WYSZŁYŚMY, NIESTETY NIE ZAUWAŻYŁAM GO. TAK, ZAKOŃCZYŁO SIĘ KOLEJNE SPOTKANIE, SZKODA, ŻE TYLKO TRWAŁO TAK KRÓTKO. BYŁO ONO JEDNAK DLA MNIE BARDZO WAŻNE, POZWOLIŁO ZDYSTANSOWAĆ SIĘ OD PEWNYCH SPRAW, NABRAĆ SIŁ. TYDZIEŃ PÓŹNIEJ NIE POWIODŁA SIĘ TA SZTUKA, ZA TO DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ OWSZEM. PO KOMUNII PODESZŁAM BLIŻEJ OŁTARZA I ZOBACZYŁAM GO W PIERWSZEJ ŁAWCE PO, DRUGIEJ STRONIE. OBOK JAKAŚ DZIEWCZYNA – DOMYŚLAŁAM SIĘ, ŻE BYŁA Z NIM, ZWŁASZCZA JAK ZOBACZYŁAM, ŻE RAZEM KLĘKAJĄ. PRZY OGŁOSZENIACH CHWILĘ NA NIEGO PATRZYŁAM, ODWRÓCIŁAM SIĘ W OSTATNIEJ CHWILI, NIM ON SPOSTRZEGŁ MNIE, NIE CHCIAŁAM, ABY MYŚLAŁ, ŻE GO OBSERWUJĘ. PO MSZY PRZESZŁAM NA DRUGĄ STRONĘ, BO PRZY TAMTYM WYJŚCIU BYŁAM UMÓWIONA. PRZECHODZIŁAM OBOK NIEGO, ALE MNIE CHYBA NIE ZAUWAŻYŁ. NIE UDAŁO MI SIĘ DOCZEKAĆ JEGO WYJ-ŚCIA, BO MUSIAŁAM IŚĆ ZE ZNAJOMYM, CZEGO TROCHĘ ŻAŁUJE – CHCIAŁABYM, JAK PLANOWAŁAM, CHOĆ POWIEDZIEĆ MU DZIEŃ DOBRY. TYLE BY MI WYSTARCZYŁO. JEDNO SŁOWO I JEDEN UŚMIECH ZAPEŁNIŁBY MI WYCZERPANE SIŁY. LECZ JA NIE JESTEM PAZERNA. WYSTARCZY MI TO, ŻE MOGŁAM GO ZOBACZYĆ. W MOMENCIE, GDY ZNÓW COŚ SIĘ W MOIM ŻYCIU PSUŁO TO WYSTARCZYŁO. DOSTAŁAM SWÓJ ZASTRZYK ENERGII, MIAŁ MI ON JEDNAK WYSTARCZYĆ NA BARDZO DŁUGO. NASTĄPIŁY U MNIE ZMIANY, MOJE ŻYCIE ZATACZAŁO KOŁO, DLATEGO TEŻ UCZUCIA ODESZŁY NA BOK. NIE WIDYWAŁAM GO, WIĘC ZAPOMNIAŁAM O NIM. A GDY RAZ PRZYPOMNIAŁA MI SIĘ JEGO POSTAĆ TO NIE WYWOŁAŁA ŻADNYCH EMOCJI. DOPIERO, GDY W JEDNĄ Z LISTOPADOWYCH NIEDZIEL, PRZYJACIÓŁKA, Z KTÓRĄ BYŁAM WIECZOREM NA MSZY, POWIEDZIAŁA, ŻE CHYBA WIDZIAŁA GO JAK SIADA POCZUŁAM ZNÓW TO UCZUCIE, ZADZIAŁAŁA CHYBA ŚWIADOMOŚĆ JEGO BLISKOŚCI. Z POWODU DUŻEJ ODLEGŁOŚCI NIE MIAŁAM MOŻLIWOŚCI ZOBACZYĆ CZY TAM JEST NAPRAWDĘ. W TOKU MSZY ZAPOMNIAŁAM O WYSZUKANIU GO I IDĄC DO KOMUNII NIE PATRZYŁAM W TAMTĄ STRONĘ. WRACAJĄC DO DOMU TROCHĘ O NIM ROZMAWIAŁYŚMY. Z POCZĄTKU BYŁAM NIECHĘTNA, ODSUWAŁAM WSZYSTKO, CO ZŁEGO CHCIAŁA O NIM WSPOMNIEĆ. ROZMAWIAŁYŚMY POTEM O NASZYM STOSUNKU DO NIEGO. PO RAZ PIERWSZY PUBLICZNIE PRZYZNAŁAM SIĘ, ŻE NIE DOCENIAŁAM JEGO POMOCY. POWIEDZIAŁAM O NIM PRZYJACIEL. W NOCY SPOTKAŁAM SIĘ W NIM WE ŚNIE: STARA SZKOŁA, SALA 1. ON PRZY BIURKU, JA W PIERWSZEJ ŁAWCE. PYTAM GO CZY BYŁ NA MSZY A ON MI POTWIERDZIŁ. ZAPYTAŁAM GO O CHÓR I POWIEDZIAŁAM COŚ NA KSIĘDZA PROWADZĄCEGO. PÓŹNIEJ BYŁA JAKAŚ PLĄTANINA ZDARZEŃ, KTÓRYCH NIE UDAŁO MI SIĘ ZAPAMIĘTAĆ. SEN TEN MUSIAŁ BYĆ REAKCJĄ NA TOK WYDARZEŃ. ZNOWU SIĘ DO NIEGO ZBLIŻYŁAM, PRZYPOMNIAŁAM SOBIE JAK BLISKĄ JEST DLA MNIE OSOBĄ. DLATEGO TEŻ, GDY WIECZOREM DOWIE-DZIAŁAM SIĘ, ŻE JUŻ NIE UCZY NA POLNEJ PRZEŻYŁAM SZOK. Z DRUGIEJ STRONY UŚWIADOMIŁO MI TO, ŻE JUŻ CZAS SIĘ WYZWOLIĆ. ŻE TO JEST OBSESJA, I ŻE PO NIM ZOSTAŁY MI JUŻ TYLKO WSPOMNIENIA. CZAS ODCIĄĆ SIĘ OD PRZESZŁOŚCI, STANĄĆ NA WŁASNE NOGI. DLA WIELU MOŻE TO „COŚ” OZNACZAĆ. TA SYTUACJA MOGŁA WYGLĄDAĆ NIE¬ZDROWO BĄDŹ NIEETYCZNIE, ALE TO, CO MNIE Z NIM ŁĄCZYŁO TO TYLKO PRZY¬JAŹŃ, SILNA POTRZEBA POMOCY. A GDY JUŻ ZNALAZŁAM KOGOŚ TAKIEGO, KOMU MOGŁAM ZAUFAĆ, TO UPARCIE SIĘ GO TRZYMAŁAM I NADAL CHCIAŁABYM BYĆ BLISKO NIEGO, CHOĆ TO JUŻ RACZEJ NIEMOŻLIWE. WIEM, ŻE POPADŁAM W PSYCHOZĘ, ALE UZALEŻNIŁAM SIĘ OD NIEGO. TO BYŁ PIERWSZY CZŁOWIEK, Z KTÓRYM BYŁAM TAK BARDZO SZCZERA, KTÓREGO DOPUŚCIŁAM DO NAJWIĘKSZYCH SEKRETÓW SERCA, UKRYTYCH BARDZO GŁĘBOKO. WPADŁAM I JUŻ. STAŁAM SIĘ OFIARĄ ŻYCIA A ON OKAZAŁ MI ZAINTERESOWANIE, ZROZUMIE¬NIE I NAPRAWDĘ SIĘ PRZEJĄŁ. NAPRAWDĘ CHCIAŁ POMÓC I POMÓGŁ. ZAWDZIĘCZAM MU ŻYCIE. NIE RAZ I DWA BYŁAM BLISKO BY ZAKOŃCZYĆ SWOJE ŻYCIE. ON POMÓGŁ MI SIĘ Z TYM UPORAĆ. BYŁ ZAWSZE GDZIEŚ BLISKO MNIE I MOGŁAM ZAWSZE LICZYĆ NA JEGO POMOC, NA SŁOWA POCIESZENIA, KTÓRE GŁĘBOKO WE MNIE TKWIŁY I POMOGŁY MI, GDY GO JUŻ ZABRAKŁO. TO JEST MÓJ SKARB I NAJGŁĘBIEJ STRZEŻONY SEKRET. TO FANTASTYCZNE, ŻE W MOIM ŻYCIU POJAWIŁ SIĘ TAKI CZŁOWIEK, CZŁOWIEK, KTÓRY OT TAK PO PROSTU OKAZAŁ TROCHĘ SERCA POTRZEBUJĄCEMU. MOŻE PRZEZ NIEGO CHCIAŁAM DOTRZEĆ DO BOGA, MIEĆ ŁATWIEJ. NA PEWNO TO WSZYSTKO BYŁO SZCZERE I NIEUDAWANE. JA POTRZEBOWAŁAM POMOCY, A ON MI JĄ OKAZAŁ I DAŁ NADZIEJĘ. CIĄGLE POWTARZAŁ, ŻE UCIECZKA TO NIE ROZWIĄ¬ZANIE I TO STWIERDZENIE POZOSTAŁO MI W GŁOWIE, CHOĆ BARDZO DŁUGO SIĘ Z TYM NIE ZGADZAŁAM, MUSIAŁAM SIĘ O TYM DOPIERO PRZEKONAĆ NA WŁASNEJ SKÓRZE. ZAWSZE, GDY GO PRZY MNIE NIE BYŁO STARAŁAM SIĘ MYŚLEĆ JEGO KRYTERIAMI, CHOĆ NIE BAR¬DZO MI TO WYCHODZI… DOPIERO W ROK POTEM JAK ODSZEDŁ W CIEŃ ZROZUMIAŁAM JAK WIELE MU ZAWDZIĘCZAM. BYŁ PIERWSZĄ OSOBĄ, KTÓRA WYCIĄGNĘŁA DO MNIE RĘKĘ, KTÓREJ ZAUFAŁAM. WYCIĄGNĄŁ MNIE Z BARDZO GŁĘBOKIEJ DEPRESJI, POKAZAŁ MI, ŻE MOŻNA ŻYĆ. POJAWIŁ SIĘ W MOIM ŻYCIU W OSTATNIEJ CHWILI I URATOWAŁ MNIE. NIKT PEWNIE SIĘ O TYM NIE DOWIE, ALE WAŻNE, ŻE JA WIEM ILE TEN CZŁOWIEK MI DAŁ. MOŻE KIEDYŚ JAK GO SPOTKAM I STARCZY MI ODWAGI TO PRZYZNAM MU SIĘ DO TEGO. DŁUGO MI ZAJĘŁO DOJŚCIE DO TAKICH WNIOSKÓW I BARDZO CIESZĘ SIĘ Z TEGO. DZIĘKI TEMU CZŁOWIEKOWI MOJE ŻYCIE STAŁO SIĘ LEPSZE. I CHOĆ JESTEM SAMA I STOJĘ TERAZ NA KRAWĘDZI, TO WIEM, ŻE ON NADAL JEST ZE MNĄ. SŁYSZAŁAM, ŻE MIAŁ SIĘ OŻENIĆ, KAROL SPOTKAŁ GO PRZY PLACU ZBAWICIELA – POWIEDZIAŁ MU, ŻE UCZY W SZKOLE, ALE NIE W ŚRÓDMIEŚCIU (CHYBA NA WOLI), MOJA ZNAJOMA WIDZIAŁA GO W AUTO-BUSIE PRZY TRASIE ŁAZIENKOWSKIEJ, INNA W POBLIŻU SWOJEJ SZKOŁY. WIEM, ŻE ŻYJE, ŻE JEST W POBLIŻU – TO BARDZO DUŻO. GDY ZNÓW BYŁO MI BARDZO CIĘŻKO ON PRZYSZEDŁ DO MNIE WE ŚNIE: SPOTKALIŚMY SIĘ W SZKOLE NA POLNEJ, W SALI 28. ROZMAWIALIŚMY JAK DAWNIEJ, BYŁAM TEGO BARDZO STĘSKNIONA. JEGO SŁOWA, CHOCIAŻ TYLKO WE ŚNIE, BYŁY JAK ŁAGODNY BALSAM NA MOJE RANY, PRZYNIOSŁY TAK OCZEKIWANĄ BŁOGĄ RADOŚĆ. OBUDZIŁAM SIĘ BARDZO SZCZĘŚLIWA. NIE UKRYWAM, ŻE BRAKUJE MI GO, ŻE TĘSKNIĘ. LICZĘ NA CUD SPOTKANIA, BARDZO TEGO CHCĘ I BARDZO POTRZEBUJĘ. DLATEGO TEŻ GDY ZNOWU USŁYSZAŁAM ŻE KOLEŻANKA WIDUJE GO POPROSIŁAM BY MNIE Z NIM SKONTAKTOWAŁA, CHOĆ TO RACZEJ NIEREALNA PERSPEKTYWA. TAK CZY INACZEJ NA TE INFORMACJE SERCE MOCNIEJ ZABIŁO. ZACZĘŁAM CZĘŚCIEJ O NIM MYŚLEĆ, SZUKAĆ GO W NIEDZIELE NA 18.30. NA RAZIE BEZ SKUTKU. NA POCZĄTKU WAKACJI SPOTKAŁ GO KAROL I ZNÓW POCZUŁAM NUTKĘ ZAZDROŚCI, TYM BARDZIEJ ŻE MOJA SYTUACJA SIĘ POGORSZYŁA. ZNOWU ZACZĘŁAM BARDZO ZA TYMCZASEM UPŁYWA CORAZ WIĘCEJ CZASU. WYDAJE MI SIĘ ŻE UPŁYNĘŁY MILIONY LAT ŚWIETLNYCH OD CZASU OSTATNIEJ ROZMOWY. BARDZO ZMIENIŁAM SIĘ JA. MIMO TO CIĄGLE JEST DLA MNIE WAŻNĄ OSOBĄ, STANOWI CZĄSTKĘ MOJEGO ŻYCIA. DLATEGO TEŻ W CHWILACH TRUDNYCH ZAWSZE POWRACAM DO TYCH WSPOMNIEŃ, POZOSTAŁ MI ON JUŻ TYLKO W TYM OPOWIADANIU KTÓRE I TAK NIE JEST W STANIE ODDAĆ WSZYSTKIEGO CO WYDARZAŁO SIĘ W MOIM SERCU I DUSZY. CHCIAŁABYM ABY – NAWET JEŚLI GO NIGDY NIE SPOTKAM – BYŁ ZE MNIE DUMNY, CHOĆ WIEM ŻE TO NIEMOŻLIWE. ZAWIODŁAM I JEGO I SIEBIE. MOJE ŻYCIE STAJE SIĘ CORAZ BARDZIEJ JASNE I KLAROWNE, DLATEGO WIDZĘ JAK WIELE JEGO WNIOSKÓW SPRAWDZA SIĘ NA CO DZIEŃ I JAK CENNE I WAŻNE SĄ TE WSPOMNIENIA I TEN OKRES W MOIM ŻYCIU. JESTEM MU BARDZO WDZIĘCZ-NA. MAM NADZIEJE ŻE BĘDZIE POTRAFIŁ ZROZUMIEĆ MOJE POSTĘPOWANIE – TAK JAK WTEDY.
ISTNIEJE TYLKO DZIĘKI TEMU, ŻE ON BYŁ I ŻE WIEM, IŻ JEST NA ŚWIECIE KTOŚ, KTO NA MNIE LICZY, A KOGO NIE MOGĘ ZAWIEŚĆ. CZAS WYDAJE SIĘ WIECZNOŚCIĄ. JUŻ NIE JESTEM TĄ SAMĄ, MAŁĄ, ZAPŁAKANĄ DZIEWCZYNKĄ… JESTEM DOROSŁA, MIMO TO TĘSKNIĘ. A CHOCIAŻ NADAL Z MOICH OCZU PŁYNĄ ŁZY, TO NIE JEST TO JUŻ TO, CO WTEDY. ŻYJE, I BYĆ MOŻE BĘDĘ ŻYĆ, MAM TERAZ POMOC. TO DZIĘKI NIEMU. NAUCZYŁ MNIE ZAUFANIA I PROSZENIA O POMOC. POMÓGŁ PRZETRWAĆ JEDEN Z NAJTRUDNIEJSZYCH ETAPÓW MOJEGO ŻYCIA. JEŚLI JA JESZCZE ŻYJE TO PRZEDE WSZYSTKIM JEGO ZASŁUGA. DZIĘKUJE CI PANIE BOŻE ZA TO, IŻ POSTAWIŁEŚ GO NA MOJEJ DRODZE. MIEJ GO W OPIECE.
P O S Ł O W I E
MÓWI SIĘ, ŻE JAK KTOŚ KOMUŚ URATUJE ŻYCIE JEST ZA NIEGO ODPOWIEDZIALNY DO ŚMIERCI. TAK JEST I W NASZYM PRZYPADKU, BO CHOCIAŻ GO NIE MA GO PRZY MNIE TO ZAWSZE BĘDZIE STANOWIŁ WAŻNĄ CZEŚĆ MOJEGO ŻYCIA. DZIĘKI NIEMU CHOĆ BYŁAM NA DNIE, ŚWIADOMOŚĆ, ŻE JEST NA ŚWIECIE, CHOĆ JEDNA OSOBA, KTÓRA WE MNIE WIERZY ZAWSZE DAWAŁA MI ISKIERKĘ NADZIEI. KIEDYŚ TO MI MOŻE URATOWAĆ ŻYCIE. BEZ NIEGO NIE MIAŁABY SENSU MOJA WALKA, BO TO ON BYŁ MOJĄ NADZIEJĄ – MIMO, IŻ JEST JUŻ DALEKO…

EDIT 19-09.2016

Dzisiaj mam trzydzieści lat. Do zamieszonej historii od dawna nie wracałam, czasem odszukuje ją jedynie tutaj na bogu by dać komuś linka. Żyje i mam się dobrze, choć mam zdiagnozowaną depresję. Jak często myślę o Mariuszu? Prawie wcale. To zamierzchła przeszłość, do której dziś ciężko mi wracać. Przeszłość która wywołuje ból. Ale i uśmiech. Nowa ustawa rządowa sprawiając że drżę o tę szkołę. Czy podstawówka zamieniona w gimnazjum w roku w którym go poznałam przetrwa? Wspomnienia na pewno. Mariuszu, gdziekolwiek jesteś. Niech Bóg cię błogosławi

O mnie

Jestem jak kwiat - tak łatwo mnie zranić
Jestem jak róża - mam kolce i kłuję
Jestem jak motyl - tak trudno mnie złapać
Jestem jak nadzieja - tak łatwo mnie stracić
Jestem jak wiatr - tak trudno mnie zatrzymać
Jestem jak kropla deszczu - szybko uciekam
Jestem jak dźwięk - szybko przemijam
Jestem jak noc - zapowiadam dzień
Jestem jak gwiazdy - spełniam życzenia
Jestem jak rzeka - nie oglądam się za siebie
Jestem jak strumień - nie zatrzymasz mnie
Jestem jak ogień - niszczę złudzenia
Jestem jak wulkan - wybucham bez ostrzeżenia
Jestem jak promyk słońca - daję ciepło
Jestem jak chmura - złe chwile przysłaniam
Jestem jak wiatr - wszystko doganiam
Jestem jak dziecko - niekochana cierpię
Jestem jak kotek - mruczę z radości
Jestem jak misio - można mnie przytulić
Jestem jak nóż - ostra i ranię
Jestem normalna - nikogo nie udaje

Jestem jak Marihuana - rozśmieszam do łez
Jestem jak LSD - życie ze mną nabiera barw i kształtów
Jestem jak speed - nie daje zasnąć do rana
Jestem jak heroina - chce się mnie coraz więcej
Jestem jak morfina - szybki środek znieczulający
Jestem jak toulen - zjadam wyrazy
Jestem jak crack - pozwalam przeżyć prawdziwą euforię

Bywam słodka jak miód
Bywam chłodna jak lód
Bywam nierealna jakby zakręcona
Bywam zła robiąca na przekór
Bywam apetyczna jak truskawki z szampanem
Bywam duszą i ciałem oddana
Bywam nienawidzoną lub uwielbianą
Bywam kochającą bez opamiętania
Bywam spragnioną miłosnego wyznania
Bywam szczęśliwą lub smutną albo zmartwioną
Bywam Tobą lub sobą zmęczona
Bywam lub jestem...wymyślona
uśmiech poniedziałkowy
uśmiech poniedziałkowy wiosenny
uśmiech poniedziałkowy zimowy

uśmiech piątkowy radosny
uśmiech piątkowy szczery
uśmiech piątkowy z nadzieją

miesiące mijające
miesiące uciekające
tygodnie splatające  się  w jedno

jest dom, mój dom -  wasz dom
jest serce, miłość i przyjaźń
jest dobro, ciepło i radość

jestem u siebie
jestem w domu
jestem wśród swoich

znalazłam swój dom
znalazłam swoje miejsce
znalazłam siebie

mam rodzinę, przyjaciół, studia
praktyki są tym miejcsem
miejscem gdzie jest mi dobrze

tam pani wanda, krystyna, halina
pan kazik, edward i jezy
i wszechobecna pani tereska

skarby najmilsze
skarby najdroższe
i życie.....
przyszłam do was
dnia pewnego słonecznego
mając ze sobą worek dobrych chęci
garść obaw i lęków
oraz szczerozłote serce

i wasz dom
stał się moim domem
pani tereska - skarbnica wiedzy
pani dyrektor - ład i porządek
cały personel - pogoda ducha
wasi mieszkańcy - skarby najmilsze

przyszłam do was
pchła mała
zagubiona, niepewna
mądrzejsza i zaradniejsza
z poczuciem że czasu naszego
lepiej wykorzystać już się nie dało

wasz dom radości jest pełen
w waszym domu życzliwości wzajemnej jest pełno
ten dom to energia żywa
to serdeczni mieszkańcy
wspaniali ludzie
i mądry personel
wrażliwości pełen

cóż więc wam dziś życzyć
skoro wszystko co najlepsze na tym świecie
ten dom posiada
życzę więc wam jeszcze więcej miłości
jeszcze wiecej radości
jeszcze więcej uśmiechu
jeszcze więcej takich ludzi jak wy
moje myśli błądzą gdzieś w przestworzach
w środku jestem wyniszczona
martwa za życia wewnętrznie

co jakiś czas tak się dzieje
że nic przed sobą nie widzę
gdy los na mnie się uweźmie

świat się nie zatrzymuje
co rano wstaje nowy dzień
zmuszając na nowo do działania

a ja się zatrzymałam wbrew temu
płynę pod prąd na siłę
tonę, wynurzam się i tonę na nowo

braki energii wyraźnie odczuwalne
 wsparcie chwilowe to za mało
kiedy czuje że świat wali mi się na głowę

schować się w mysiej dziurze
tego już wiele razy próbowałam
efekt chwilowy - do życia i tak trzeba kiedyś wrócić

poszukuje dróg wyzwolenia
ścieżek które bezpiecznie doprowadzą mnie do celu
na których nóg nie połamie znowu

póki co czeka mnie walka
ze sobą i z żywiołami
by ogień mnie nie spalił a woda nie utopiła
słońce świeci nad głową
to prezent ode mnie
jego blask rozgrzewa
i dodaje nadziei
chmury idą precz
gdy serca gorące spotkają
co mi tam jazdy pół polski
czas zleci jak strzała
że kilometry odczuje?
co z tego?
przecież dorotkę spotkam
zobaczyłam dziś pociąg
i pomyślałam o tobi
pomyślałam o mc'donalnie
i przypomniałam sobie nasz obiad
oglądałam film
i wspominałam nasz poranek filmowy
wychodzę z sali
i widzę mapę
na mapie gorzów
w gorzowie ciebie

roznosi mnie
energia czy stres
nosi mnie życie
ból i tęsknota
ponosi mnie
zagubienie
uciekam
w siebie
myśle
nie myśle
żyje i walczę
atakuje
uciekam
chowam się
dom to życie
ludzie nadzieją
przyjaciele siłą
rodzina byt
ja sama?
wielka kłoda
balast na rzece
człowieczek mały
dobre serce
lecz zmącony umysł
i męczone ciało
ale siłę mam lwa
i nie złamie mnie czas

Dla chrześniaków

Kiedyś Jasiu przeczytasz bajeczkę
o cioci która chciała napisać książeczkę
kiedyś Stasiu otworzysz książeczkę
w której cioci odnajdziesz bajeczkę
o pewnej babci i pewnych ciotkach
o jednych dziadkach
i jednej chrzestnej
rodzinie fałszywej
i rodzinie prawdziwej
miłości bezwarunkowej
miłości po grób
bliskości
serdeczności
gdy obcy rodziną się stają
gdy rodzina najbliższa obcą została

nie opowiem ci Jasiu
o szczęśliwej rodzinie
nie napisze ci Stasiu
happy endu historii
bo choć to bajka
o jawie opowiada
zobaczyłam i wiedziałam
że teraz mój los się odmieni
że koniec kłótni
że koniec stresów
bo miłość rodziny
do mojego serca zawitała
słońca blask
to energii czas
choć śnieg okrótny
i śliski dokoła
to życie chęci nie odbiera...
był sobie raz człowiek
mądry i silny żył całym sobą
nie znając granic
kochał na zawsze
nienawidził do grobu
pomagał wszystkim
czy chcieli czy nie
aż razu pewnego spotkał na drodze
dziewcze zgubione i słabe
zakochał się biedak
i kochał uparcie
kochał samotnie
do grobu za nią poszedł
znaleziony i zgubiony
zraniony i nieszczęśliwy
pogodny i zachmurzony
dzień z życia się toczy
dzień za dniem się snują
ludzie idą na rzeż jak barany
nikt nie patrzy na szarą myszkę
która walczy o byt
i próbuje zmienić świat

Okłamałam cię Kajuś
nie mogę wam pomóc
nikt wam nie pomoże
to sytuacja bez wyjścia
wzbudzałam emocje
co mogłam innego
przemocy się nie da zatrzymać
twój chłopak jest sam
i sam musi sobie poradzić
wam się nie da pomóc
jemu się nie da pomóc
chce sobie pomóc?
musi to przetrwać
lub odejść lub uciec
gdzie? tego nie wiem
miałaś rację - kłopoty cię lubią
ale mnie też
to ja wzięłam na swoje barki
tę trudną prawdę
zachowam dla siebie
przychodzi taki dzień
on zawsze wraca
coś się zaczęło
i musi skończyć
zło jest wszędzie
można go nie dostrzegać
ale ono zawsze dopadnie
idę po ruchomych piaskach
czekając aż się zapadnę
nie chce się utopić
ale czasem nie widzę innej drogi
walę głową w mur
raz się przebije
raz głowę rozwalę
twój koszyk jest tam
gdzie twoje ciało zostało
twoja smycz i kocyk są ze mną
w moim cieniu
a twoje serce jest we mnie
byłyśmy nierozłączne
i tego nic nie zmieni
listopad 2008 - umarłam
umierałam powoli
od lat
dzień po dniu
tydzień po tygodniu
było mnie coraz mniej i mniej
a ona na to patrzyła - bezradnie
K była obok, byli i inni, ręce do pomocy
mimo to szłam dalej - ścieżką ku zagładzie
odchodziłam raz, drugi, trzeci
na jej oczach żegnając się ze wszystkim
a kiedy upadłam i pomogła się podnieść
upadłam po raz drugi
nagle
znienacka
szłam ku górze lecz upadłam by umrzeć
umrzeć i zniknąć w przestworzach
K znów się bała
cierpiała wraz ze mną
nie rozumiała
kiedy, jak, dlaczego
co i czemu
czemu uciekam
po co, od czego
kim jesteś? - pytała

maj 2008 - narodziłam się na nowo
powstałam
Dla K, A, J, M i G, Ż i R
dzień po dniu, tydzień po tygodniu
uczyłam się chodzić, mówić, być
K niewytrzymała
minęły 3 lata - wiele i mało
dla niej zbyt wiele
dla mnie zbyt mało
problemy zostały, dusza zgubiona
żalu nie mam - jakże bym mogła
niszczyłam siebie - niszcząc i ją
tęsknie i myślę, wspominam ciągle
to moja wina, jej oraz nasza
nie mam pretensji - zniszczyłam przyjaźń
nie teraz, wtedy gdy uciekłam
dzięki niej jestem i być będę
dzięki tobie żyje i żyć będę
dziękuje wszystkim
moje serce jest w rozsterce,
odeszłaś na zawsze
sama w walce zostałam
czy walczyć dalej?
czy poddać się wreszcie?
czy nowe zwierzę ukoi ból?
czy spotęguje tęsknotę
nigdy nie wrócisz
wiem to
lecz sserce nie chce uwierzyć
nigdy nie zapomnę
jak wielką poniosłam stratę
myślałam że nigdy mnie nie opuścisz
że zawsze będziemy razem
mój świat to byłaś ty
ty byłaś wszędzie tam gdzie mój świat
cierpliwie znosiłaś mój płacz
niemo krytykowałaś histerię
 miałczałaś gdy było źle
byłaś impulsem do życia
byłaś impulsemm do walki
celem dla którego żyłam
złościłam się - bo mnie złościłaś
ale i tak cię kochałam
i gdy wszystko wreszcie zaczęło się układać
straciłam cię
nie byłam na to gotowa
nigdy pewnie bym nie była
zostawiłaś po sobie pustkę
i wielką tęsknotę
wspomnienie czerwonej obroży
i czerwonej smyczy
swojego ciepłego futerka
i sierści na ubraniach
nieubłagany żal
co nigdy nie umilknie
był sobie tata
i była mama
dwóch chłopców mieli
łamiących serca
i jedną kuzynkę
bliską jak siostra
razu pewnego ją zaprosili
by częścią rodziny
ich synów być chciała
więc ciotka przyszła
i tak już została

powiedziałam kiedyś
"idę za tobą"
i już się staczałam
sięgnęłam dna
nie wiedząc że to dopiero
szczyt góry lodowej
staczałam się coraz niżej
aż wreszcie sięgnęłam dna
umarłam
i narodziłam się na nowo
i znowu walcze o przetrwanie
znaleziony i zgubiony
zraniony i nieszczęśliwy
pogodny i zachmurzony
dzień z życia się toczy
dzień za dniem się snują
ludzie idą na rzeż jak barany
nikt nie patrzy na szarą myszkę
która walczy o byt
i próbuje zmienić świat
dzień pochmurny, dzień słoneczny
dzień za dniem się toczy
snułam się po korytarzu
żyłam w zawieszonym świecie
unosiłam sie na chmurce
bojąc się zejść na ziemię
świat przerażał
kolory były wyblakłe
aż przyszłaś ty
złota pigułka na szczęście
zeszłam na ziemię
do ludzi kolorowych
przestałam być szarakiem
stałam się kolorowym ptakiem
żyjącym w słońcu
stojącym na ziemi
twardo idę do przodu
załamaniom się nie dając
problemy poszły precz
teraz życie jest na topie
potworze, siło nieczysta
zostaw serca niewiniątek
pozwól im żyć i kwitnąć
czemuś czepiasz się tak okrutnie
dlaczego błędy stylistyczne
są ważniejsze od merytorycznych
pomóż nam - lecz nie gnęb
bo to się na tobie odbije
czy nie wiesz że dzieci czystego serca
masz u siebie na zajęciach
oraz jedną wariatkę - szczerozłotą
ona długo się będzie uśmiechać
będzie ciepłe słówka prawiła
do czasu
w końcu nie wytrzyma i wybuchnie
a siłę ducha ma wielką
i krzywdę może zrobić dużą
oj.... uważaj
bo nie wygrasz z nią wtedy
powiedz kiedy znaleść czas
aby to wszystko ogarnąć
powiedz jak zorganizować
i rozłożyć sobie czas
aby zdążyć ze wszystkim na czas 
głowa boli łzy po pliczkach lecą
czas biegnie i biegnie
ucieka między terminami
robota leży odłogiem
kolokwium, egzamin
projekt, licencjat
wolontariat
dziś ucze się metod
a tu o pomoc dorota woła
lekarz przyjąć mnie nie chce
ale leki chętnie wypisał
koszty rosną i rosną
a czas maleje, maleje
organizm domaga się praw
zaczyna buntować się ciągle
poranek koszmarem
noc wybawieniem
sen ucieczką najlepszą
książka me życie
niebo dla serca
życie małą wartością
nic mi się nie chce
ale walczę nadal
bo co mi po kolejnej porażce
wokół mnie tyle osób
osób którym na mnie zależy
dla nich ten trud podejmę
o nich ciepło teraz myśle
dzięki nim zyje
a skoro żyję
żyć dalej będę
sz[pital? - kto wie
na razie są studia
studia i czat
powiedz kiedy znaleść czas
aby to wszystko ogarnąć
powiedz jak zorganizować
i rozłożyć sobie czas
aby zdążyć ze wszystkim na czas 
głowa boli łzy po pliczkach lecą
czas biegnie i biegnie
ucieka między terminami
robota leży odłogiem
kolokwium, egzamin
projekt, licencjat
wolontariat
dziś ucze się metod
a tu o pomoc dorota woła
lekarz przyjąć mnie nie chce
ale leki chętnie wypisał
koszty rosną i rosną
a czas maleje, maleje
organizm domaga się praw
zaczyna buntować się ciągle
poranek koszmarem
noc wybawieniem
sen ucieczką najlepszą
książka me życie
niebo dla serca
życie małą wartością
nic mi się nie chce
ale walczę nadal
bo co mi po kolejnej porażce
wokół mnie tyle osób
osób którym na mnie zależy
dla nich ten trud podejmę
o nich ciepło teraz myśle
dzięki nim zyje
a skoro żyję
żyć dalej będę
sz[pital? - kto wie
na razie są studia
studia i czat

sobota, 18 maja 2013

smutek, żal i tęsknota
nowa nadzieja, podniecenie i strach
ktoś był - ktoś odszedł
ktoś jest - ktoś przyjdzie
zagubione serce
zranione serce
kłopotka w nim jest
czy pimpek nim będzie???
dwoje dzieci zagubionych
na łaskę losu skazanych
trzymają się siebie jak kłody
i razem dryfują po morzu życia
żadne burze ich nie załamią
pokonają przeszkody jak ulał
sieją postrach na morzach
bo taka jest siła ich
tkwi ona w przyjaźni
zaufanie ich wzajemną mocą
uczciwością biją po głowach
choć słowa wulgarne padają
to serca w nich szczerozłote
a mieczem ich będzie siła Kaś
odeszła nadzieja
odeszła wiara
senność wszechobecna
ciągłe zmęczenie
brak wiary, chęci i sił
to życie się toczy
turla z chwili na chwilę
czas przecieka między palcami
a ja dryfuje na niebie
przelatując nad przeszkodami
dzień pochmurny, dzień słoneczny
dzień za dniem się toczy
snułam się po korytarzu
żyłam w zawieszonym świecie
unosiłam sie na chmurce
bojąc się zejść na ziemię
świat przerażał
kolory były wyblakłe
aż przyszłaś ty
złota pigułka na szczęście
zeszłam na ziemię
do ludzi kolorowych
przestałam być szarakiem
stałam się kolorowym ptakiem
żyjącym w słońcu
stojącym na ziemi
twardo idę do przodu
załamaniom się nie dając
problemy poszły precz
teraz życie jest na topie
dzień pochmurny, dzień słoneczny
dzień za dniem się toczy
snułam się po korytarzu
żyłam w zawieszonym świecie
unosiłam sie na chmurce
bojąc się zejść na ziemię
świat przerażał
kolory były wyblakłe
aż przyszłaś ty
złota pigułka na szczęście
zeszłam na ziemię
do ludzi kolorowych
przestałam być szarakiem
stałam się kolorowym ptakiem
żyjącym w słońcu
stojącym na ziemi
twardo idę do przodu
załamaniom się nie dając
problemy poszły precz
teraz życie jest na topie
pukałam do drzwi bram
nie wiedząc co czeka za ich wrotami
i weszłam do piekieł krainy
przepłynęłam morze gówna
i wylałam setki tysięcy łez
aż doszłam do granic nieba i piekła
skoczyłam i zatrzymałam się pośrodku
i wtedy magiczna siła mnie pchnęła
dostałam się do nieba bram
weszłam i żyłam tam krótko
wspomnień chwil nieczystych
nie umiejąc zapomnieć
wtedy znów wpadłam w dół
zaczęłam się staczać po zboczu
i wtedy jak nigdy zawołałam
raju - wróć do mnie
złapałam się gałęzi drzew
po nitce pajęczyny mozolnie rozpoczęłam wspinaczkę
18 z 26
i co dalej
tak po prostu
koniec

łzy
płacz
ciągła niepewność
przecież tak było zawsze

dzień za dniem
walczyłam
przegrywałam
i wygrywałam

a mimo to byłam
zawsze pod ręką
na każde skinienie
rzucałam wszystko

ja wiem
życie ze mną
łatwe nie było
przyjemne nie zawsze

pętla na szyi
nóż w ręku
wypadek na ulicy
zamknięcie w domu

szpital
terapia
kolejne leki
zmiany nastroju

wciąż strach
ciągła niepewność
wieczna obawa
zmęczenie

ale gdy święto przyszło
pierwsza wyciągałam rękę
od lat tradycja
listopada 25 wspólnego

przechodziłam góry i doliny
wstawałam i upadałam
i nadal walczę
nie poddam się

choć już bez ciebie...
był sobie raz człowiek
mądry i silny żył całym sobą
nie znając granic
kochał na zawsze
nienawidził do grobu
pomagał wszystkim
czy chcieli czy nie
aż razu pewnego spotkał na drodze
dziewcze zgubione i słabe
zakochał się biedak
i kochał uparcie
kochał samotnie
do grobu za nią poszedł
był sobie raz człowiek
mądry i silny żył całym sobą
nie znając granic
kochał na zawsze
nienawidził do grobu
pomagał wszystkim
czy chcieli czy nie
aż razu pewnego spotkał na drodze
dziewczę zgubione i słabe
zakochał się biedak
i kochał uparcie
kochał samotnie
do grobu za nią poszedł
złość i nadzieja
smutek i radość
duże zmęczenie
był smutek
była i radość
dziś jest zobojętnienie
sny koszmarne
sny radosne
sen...
mocny jak skała