niedziela, 8 listopada 2015

Agata rabata
Kwiat pośród kwiatów
Mała istotka
Zielony listek

Gibson komedia
Herold zwyczaju
Islamka uparta
Buczek Buczkowski
Renatko złota
Gapo najmilsza
Sklerotyku cholerny
Najukochańsza weno

Gdzieś w świecie błąkasz
Gdzieś w chmurach bujasz
Oj, zejdź na ziemię
Bo brak nam ciebie




niedziela, 6 września 2015

Jamniki

- Dlaczego kupiłeś właśnie jamnika?
- Żeby trójka moich dzieci się nie pobiła.
- ????
- Mogą go głaskać wszystkie na raz....


Po podwórku biegają trzy psy: mops, buldog i pekińczyk. Na balkonie siedzi jamnik. Mówią więc do niego:
- Te, jamnik - chodź z nami pobiegać.
Jamnik na to:
- Nie mogę... Moi państwo wyszli i mnie zamknęli...
- No to skacz!!!
Jamnik:
- Tak, żebym miał taką mordę jak wy?!?!


Od jakich zwierząt pochodzą psy? - pyta Kasia Jasia.
-Od wilków!
-Wilczury, to rozumiem. Ale dogi i jamniki też pochodzą od wilków?
-Nie... Dogi pochodzą od cielaków, a jamniki od dżdżownic!


Rozmawia dwóch właścicieli jamników:
- Wiesz, u mnie burmistrz zakazał hodowli jamników...
- Dlaczego ???
- Eee..., bo ciągle obijały krawężniki...


- Dlaczego twój jamnik ma stale wywieszony język?
- Nie wiem... Może pysk ma za krótki?

Przychodzi klient do sklepu zoologicznego i pyta:
-Są jamniki?
-Są.
-To poproszę... pół metra!

Zdenerwowany sąsiad mówi do sąsiada:
- Pański jamnik ugryzł mnie przed chwilę w łydkę!
- A co? Spodziewał się pan, że takie małe zwierzątko ugryzie pana w szyję???

Do baru wchodzi niepozorny mężczyzna:
- Przepraszam... czyj był ten rottweiler przed barem...
- Mój! - podnosi się potężny brodacz - Ale jak to "był"???
- Bo... mój jamnik go zabił...
- Co ty gadasz?! Jamnik mojego rottweilera? Jak?!!
- No... W gardle mu stanął...

- Dlaczego student jest podobny do jamnika?
- Bo jak mu zadać jakieś pytanie, to tak mądrze patrzy...

środa, 2 września 2015

Czterolistna koniczyna
prawdę ci powie
wskaże błędy
podkreśli sukcesy

czterolistną konicznę
znalazłam
wędrując
gdzieś po świecie

czterolistna koniczyno!
gdzie prawda o tym świecie
czterolistna koniczyno!
po co ten ból

czterolistna koniczyna
odeszła
uschła
ze starości

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

anegdoty siatkarskie

Marek Magiera:

Kiedyś, po przed meczem reprezentacji, przyszedł do mnie Krzysiek Ignaczak i powiedział, żeby zagrać piosenkę o rudym lisie z Akademii Pana Kleksa, gdy tylko Zagumnemu wyjdzie kiwka, bo on o to prosi. Nie sprawdziłem i dałem się wkręcić. Gumie wychodzi akcja, a z głośników „rudy ojciec, ruda matka...”.. Tylko mi palcem pogroził, a cały zespół w śmiech. Potem przyszedł do mnie i pyta: „Czyj to pomysł?”, ja do niego: „Nie powiem.”, a Guma: „To powiedz Igle, że ma przerąbane”.


 Guma często wyprowadza mnie z równowagi, ale już się do tego przyzwyczaiłem - Krzysztof Ignaczak


 Ryszard Bosek: Pamiętam zgrupowanie w Olsztynie. Poszliśmy do Wagnera i powiedzieliśmy, że chcemy iść na dyskotekę. Jurek powiedział, że nie ma sprawy, ale postawił warunek – jeśli chcecie się napić, proszę bardzo, ale jutro rano jest trening. Jeżeli umówimy się, że pijecie symbolicznie, po jednym drinku, to jutro macie wolne. Oczywiście wybraliśmy trening, bo wszyscy chcieli się napić. Nawaliliśmy się niemiłosiernie, a o ósmej rano na plaży Wagner zarządził przewr oty i fikołki. Nie muszę opowiadać, co działo się z naszymi żołądkami.


 Marcin Możdżonek: Największym kawalarzem jest chyba jednak Igła. Przypominam sobie jeden jego dowcip. Na drzwiach od mojego pokoju nakleił moje zdjęcie, a obok obrazek z drzewcem z „Władcy Pierścieni”, a pod nimi napis w rodzaju wskaż pięć szczegółów którymi różnią się obydwa obrazki. Oczywiście zrewanżowałem mu się podobnym dowcipem, ale nie mogę podzielić się szczegółami, choćby zważywszy na to, że mogą to czytać dzieci.


 Władimir Alekno:Opowiem panu jedną historię. Mieszkaliśmy w pokoju razem z menedżerem reprezentacji Romanem Stanisławowem. Miał on zwyczaj wypijać lampkę koniaku przed snem - przez ciągły stres zasnąć było czasami bardzo trudno. Proszę sobie wyobrazić taki obrazek: on wyszedł po coś z pokoju, a ja - chłop na schwał, lat 45, 120kg wagi - wcisnąłem się do szafy, w której znajdował się ten koniak. Jakim cudem tam się zmieściłem - bóg jeden wie. Roman wszedł, otworzył drzwi - a ja z rykiem wyskakuję na niego z szafy! On, biedak, zbladł i wyleciał z pokoju jak pocisk... Oczywiście, gniewał się potem, pobić mnie chciał... Tak więc, korzystając z okazji, chcę jeszcze raz podziękować Romanowi za jego pracę dla reprezentacji. Prawdziwy z niego patriota.

 Sergei Tetyukhin :Podczas wolnego w Ferganie sprawdziłem organizm na wytrzymałość. Prawda, nie do nieprzytomności, wschód powitałem na nogach. A jeszcze nie zapomniałem, jak już w Biełgorodzie pierwszy raz próbowałem mocnego piwa. Mieszkałem w akademiku. Przenosiliśmy lane piwo w plastikowych reklamówkach. Jedną reklamówkę wkładacie w drugą, i w nią lejecie piwo. Potem zawiązujecie na supeł. Wnosiliśmy piwo do akademika - i dopiero tam przelewaliśmy go do butelek. Od razu nie można było tego zrobić. Bo jak to sobie wyobrażacie - pójść na trening z bidonem? Reklamówki nas ratowały. Do piwa braliśmy gromadniki (Rosjanie jako przekąskę do piwa jedzą ryby) i budowaliśmy na stole „braterską mogiłę”.




Jerzy Mielewski do Ireneusza Mazura:
- Czy znalezienie sukcesu w Rzeszowie będzie przypominało szukanie igły w stogu siana?
- Igłę już w Rzeszowie mają.




Wojciech Drzyzga:
Igła tak się zagadał, że został na boisku i Resovia grałaby w siódemkę.



Tomasz Wójtowicz: Mamy przykład Mljakowa, który siedział we Włoszech…
Ireneusz Mazur: Dodajmy, że siedział na ławce rezerwowych.

Ireneusz Mazur: No, dla Brazylijczyków przegrana z Finami?! No w hokeja to tak, ale w siatkówkę? Zaraz.. nawet nie wiem, czy Brazylia gra w hokeja.


"Kadziu Projekt":

Redaktor: Jaki będzie wynik?
Łukasz Kadziewicz: Hej, Daniel! Jaki będzie wynik? Mówi, że 3:0 dla którejś z drużyn. Po pierwszym secie wyślemy panu SMS-a z naszą prognozą.

Internauta
: O czym myśli siatkarz w czasie ważnego meczu z Rosją podczas tie-breaku?
Łukasz Kadziewicz: O 50-letniej okupacji powojennej.



 Anegdotka dotycząca czasów, gdy w AZS-ie Częstochowa trenerem był Ireneusz Mazur, a jednym z jego podopiecznych Bartosz Szcześniewski vel. "Bizon":
Otóż podczas jednego z treningów na Hali Polonia zawodnicy wykonywali ćwiczenie polegające na wykonaniu rozbiegu, odbicia się od "trampolinki", wskoczenie na "kozła", zeskoczenie z niego i zakończeniu tego wszystkiego siatkarskim padem...
Bartosz nie zrozumiał jednak polecenia do końca, bo w jego ćwiczeniu zabrakło jednego z elementów... Otóż wykonał rozbieg, odbił się "trampolinki", wskoczył na "kozła", po czym... prosto z niego wykonał pad :]
Legenda głosi, że tak przypieprzył o parkiet, że aż pospadały wszystkie piłki, które przez lata poutykały w żerdziach sufitu Hali Polonia


  Jako że rywalizacja Resovii z Delektą się już zakończyła, podzielę się żartem odnośnie tamtejszej rywalizacji:
"Delecta jest jak facet po 50-tce - chcieliby codziennie, ale mogą raz na tydzień


Zaksa Rouzier'bała Jastrzębie


piątek, 7 sierpnia 2015

bo jak pęknie ten balon
bo jak pęknie ta skorupka
bo jak mleko się rozleje
bo jak cukier się wysypie

tak ja sama się rozlecę

na drobne
puzzle
na cząstki
na mikroelementy

jeszcze minuta
jeszcze godzina
jeszcze dzień
jeszcze tydzień

wytrawam
przetrwam
pokonam
przejdę

lub zniknę

raz a dobrze
raz na zawsze
raz po wieki
raz a dobrze

cokolwiek
ktokolwiek
gdziekolwiek
jakkolwiek

zrobię
coś
raz
dobrze

i ostatecznie

niedziela, 2 sierpnia 2015

sama dla siebie
sama przez siebie
sama z wyboru
sama wobec losu

jedno życie
jedna wiara
jedna siła
jedna nadzieja

pęknięty balonik
przebita opona
jeździec bez głowy
pusta sala

gdzieś tam czai się
reszta energii
czekając na lepsze jutro

czwartek, 9 lipca 2015

ten sam dom
ten sam pokój
ten sam dywan
ten sam regał

ten sam dom
ten sam pokój
meble moje domowe
ściany własnoręcznie robione

to samo życie
to samo serce
to samo cierpienie
te same łzy

czwartek, 25 czerwca 2015

czwartek, 11 czerwca 2015

bezgraniczna rozpacz
serce podarte w kant
zranione myśli
skrzywdzone uczucia

gdy lęk tak dominujący
że rozum się przed num chowa
gdy przerażenie tak wielkie
że rozsądek ucieka

nadzieja
gdy zostaje tylko nadzieja
jak przetłumaczyć oczom
by łez strumieniami nie lały

jak zrozumieć
to czego ludzki umysł
ani ciało
pojąć nie mogą

rak
słowo jak ogień parzące
wczoraj ja
dzisiaj ty

nieubłagane
niezaprzeczalie
nie możliwe do omininięcia
ostateczne

słowo klucz
życie i śmierć
bujające się na włosku
i czekające na opadnięcie

poniedziałek, 1 czerwca 2015

czy wiatr wieje
czy słońce świeci
dusza ma niespokojna
błąka sie po tym świecie

w krainie goryczy
mroki wszelkie obeszła
i w świecie słońca
szuka wciąż swego miejsca

poniedziałek, 25 maja 2015

gdy przyjdzie czas
próba najwyższa
co wtedy zrobisz?

czy jak wielu ludzi przed tobą
przede mną
poddasz się?

czy wybierzesz
płynąć z prądem rzeki
czy wbrew regułą przetrwasz?

na nic gdybania
gdy przyjdzie chwila próby
okaże się kto jest silny

niedziela, 17 maja 2015

szczęście
nieszczęście
radość
gorycz

przeplatają się
w jednej matni
kołowrocie niezatrzymany
czasem życiem zwany

tu łza skapnie
tam wiatr zawieje
tu wchód słońca
tam kłoda pod nogi

i tak
mozolnie
wlecze się
rzeczywistość

wtorek, 12 maja 2015

Tysiace słów
Tysiące zdań
Tysiące niespójnych pomysłów

Haos
Haos w głowie
Haos w sercu

Ból i cierpienie
Nadzieja i obawa
Strach

Bo gdy raz
dostaniesz w twarz
czekasz na kolejny cios

Życie
scena jednego aktora
nieprzewiwalne

Dziś siedzisz na szczycie góry
Jutro staczasz się na samo dno
By pojutrze rozpocząć mozolną wspinaczkę


niedziela, 26 kwietnia 2015

pewnego dnia
gdy opadnie mgła
i w moim sercu
zawita światło

pewnego dnia
może powiem
że niczego nie żałuje
że musiało być  tak

gdy pewnego dnia się obudzę
w moim sercu zagości światło
i wtedy uwierzę
że wszystko jest możliwe


czwartek, 2 kwietnia 2015

Świadectwo, kard. Dziwisz, fragm.

"W tym ostatnim momencie ziemskiej wędrówki Ojciec Święty stał się ponownie tym, kim był zawsze, człowiekiem modlitwy. Człowiekiem Bożym, głęboko zjednoczonym z Panem, dla którego modlitwa stanowiła nieprzerwanie fundament egzystencji. Gdy miał się z kimś spotkać czy podjąć ważną decyzję, napisać dokument czy udać się w podróż, najpierw zawsze rozmawiał z Bogiem. Najpierw się modlił.
Także i tego dnia, zanim wyruszył w swą ostatnią wielką podróż, przy wsparciu obecnych przy nim osób odmówił wszystkie codzienne modlitwy, przeprowadził adorację,medytację, antycypując nawet niedzielną liturgiczną Godzinę Czytań.

W pewnej chwili siostra Tobiana dostrzegła jego spojrzenie. Zbliżyła ucho do jego ust, a on ledwo słyszalnym głosem wyszeptał: „Pozwólcie mi odejść do Pana”. Siostra wybiegła z pokoju, chciała podzielić Się z nami tym, co powiedział, ale zanosiła się od płaczu.

Dopiero później pomyślałem: to wspaniale, że swe ostatnie słowa skierował do kobiety.
Około godziny 19.00 Ojciec Święty zapadł w śpiączkę. Pokój oświetlał jedynie blask zapalonej gromnicy, którą on sam poświęcił 2 lutego podczas uroczystości Matki Bożej Gromnicznej.

Plac świętego Piotra i przylegające do niego ulice zapełniały się tłumem. Było coraz więcej ludzi, przede wszystkim stale przybywało młodzieży. Ich okrzyki „Giovanni Paolo!” i „Viva ii Papa!” docierały aż do trzeciego piętra. Jestem przekonany, że on także je słyszał. Nie mógł nie słyszeć!

Zbliżała się godzina 20.00, gdy niespodziewanie poczułem wewnętrzną potrzebę odprawienia Mszy świętej! Tak też uczyniliśmy wspólnie z kardynałem Marianem Jaworskim, z arcybiskupem Stanisławem Ryłko i dwoma polskimi księżmi - Tadeuszem Styczniem i Mieczysławem Mokrzyckim. Była to Msza święta poprzedzająca niedzielną uroczystość Bożego Miłosierdzia, tak drogą Ojcu Świętemu. Nadal czytaliśmy Ewangelię świętego Jana: „Jezus przyszedł, choć drzwi były zamknięte, stanął pośrodku nich i rzekł: «Pokój wam!»...” W chwili Komunii świętej zdołałem jako wiatyk podać mu kilka kropli Najświętszej Krwi Chrystusa.

Nadeszła godzina 21.37. Zorientowaliśmy się, że Ojciec Święty przestał oddychać. I wtedy zobaczyliśmy na monitorze, że jego wielkie serce po kilku jeszcze uderzeniach przestało bić.

Profesor Buzzonetti pochylił się nad nim i spoglądając na nas wyszeptał: „Powrócił do
domu Ojca”.

Ktoś zatrzymał wskazówki zegara.

A my, jednocześnie, niczym na rozkaz, zaczęliśmy śpiewać Te Deum. Nie Requiem, gdyż nie była to żałoba, ale Te Deum. W podziękowaniu dla Boga za dar, jaki nam przekazał, za dar w osobie Ojca Świętego, Karola Wojtyły.

Płakaliśmy. Jak mieliśmy nie płakać! Płakaliśmy łzami bólu i radości. I wtedy zapalono światła w całym domu...

Potem już nic nie pamiętam. Miałem wrażenie, że nagle za-padła ciemność. Ciemność nade mną i we mnie samym. Zdawałem sobie sprawę z tego, co się dokonywało, ale nie potrafiłem dopuścić do siebie tej myśli. A może nie potrafiłem zrozumieć. Zawierzyłem się Panu i kiedy wydawało mi się, że już wypełniała mnie pogoda ducha, powracała ciemność.

Aż nadszedł moment rozstania.

Wokół niezliczone tłumy. Obecne były osobistości przybyłe z daleka. Przede wszystkim jednak jego lud. Jego młodzież. I te jakże znamienne i naglące transparenty. Plac świętego Piotra wypełniała światłość. Światłość powróciła także do mojej duszy.

Na zakończenie homilii kardynał Ratzinger wskazał na okno mówiąc, że on na pewno tam stoi, widzi nas i błogosławi. Ja także odwróciłem głowę w tamtą stronę, jakże mogłem się nie odwrócić. Ale nie byłem w stanie spojrzeć w górę.

Na końcu, gdy niosący trumnę dotarli do wejścia do Bazyliki, powoli odwrócili ją w stronę wiernych, by mógł ostatni raz spojrzeć na Plac. By mógł pożegnać się ostatecznie z ludźmi, ze światem.

Ale także ze mną?

Nie, ze mną nie. W tamtej chwili nie myślałem o sobie. Przeżywałem te chwile wraz z innymi. Wszyscy byli poruszeni, wstrząśnięci. Dla mnie było to coś, czego nigdy nie zapomnę.

Orszak wchodził do Bazyliki. Mieli znieść trumnę do grot, do grobu.

A ja pomyślałem wtedy...

Byłem przy nim prawie czterdzieści lat. Najpierw przez dwanaście lat w Krakowie, apotem przez kolejnych dwadzieścia siedem w Rzymie. Zawsze przy nim. Zawsze u jego boku.

A teraz, w chwili śmierci, poszedł sam.

Zawsze mu towarzyszyłem, a stąd odszedł sam. Najbardziej poruszyło mnie to, że w tej drodze nie będę mógł mu towarzyszyć.

On wcale nas nie zostawił. Czujemy jego obecność. Doznajemy licznych łask przez jego wstawiennictwo. A ja towarzyszyłem mu aż do tego momentu.

Teraz odszedł sam.

A teraz? Po tamtej stronie, kto mu towarzyszy?"

czwartek, 26 marca 2015

Stanęłam na krawędzi
Spojrzałam w dół
I chciałam skoczyć
W głęboką otchłań nicości

Ale wtedy
Usłyszałam głos dziecka
To było jedno słowo
Ciociu

I już nie mogłam
Odejść jakby nie stało się nic
I już nie mogłam
Zapomnieć że ktoś mnie kocha

Łzy
Dramaty
Upadki
Porażki

Codziennie kłody pod nogami
Codziennie walka ze sobą
Codziennie stres
Codziennie ból i cierpienie

Co dzień uśmiech dziecka
Co dzień pocałunek dziecka
Co dzień wołanie dziecka
Co dzień miłość dziecka

Chrzest
Chrześniak
Zobowiązanie
Obietnica

Droga kręta
Droga długa
Droga bolesna
Droga wyboista

Znosiłam to
Znoszę
I będę znosić
Bo mam cel

środa, 25 marca 2015

coś się zaczęło i skończyło
urodziło i zmarło
początek i koniec
odwieczne prawo wszechświata

wtorek, 17 marca 2015

wena
kapryśna dama
w zielony płaszcz ubrana
nadzieje niesie
na celu realizacje
na prostą drogę
do końca
światełku w tunelu
ciemnym zapala
wiedzie
przez góry i doliny
prowadzi krętymi drogami
wśród móż i jezior
do celu
do celu
gdy tylko zechce jej się przyjść...

niedziela, 15 marca 2015

SP CIOCIA ELA

śmierć
równa wobec wszystkich i wszystkich
zgoda z prawem
boskim i naturalnym
sprawiedliwa wobec wszystkich
zabiera młodego i starego
chorego i zdrowego
dobrego i złego
przychodzi po cichu
przez nikogo niezauważona
odchodzi ze łzami
tych którym zabiera bliskiego
zostawia bezradność i bezsilność
poczucie nieuniknionego
jest początek
jest koniec
był człowiek
nie ma człowieka
zostaje w sercu
pustka i smutek

Ciociu Elu - Nie zapomnę Cię