Agata rabata
Kwiat pośród kwiatów
Mała istotka
Zielony listek
Gibson komedia
Herold zwyczaju
Islamka uparta
Buczek Buczkowski
niedziela, 8 listopada 2015
niedziela, 6 września 2015
Jamniki
- Dlaczego kupiłeś właśnie jamnika?
- Żeby trójka moich dzieci się nie pobiła.
- ????
- Mogą go głaskać wszystkie na raz....
Po podwórku biegają trzy psy: mops, buldog i pekińczyk. Na balkonie siedzi jamnik. Mówią więc do niego:
- Te, jamnik - chodź z nami pobiegać.
Jamnik na to:
- Nie mogę... Moi państwo wyszli i mnie zamknęli...
- No to skacz!!!
Jamnik:
- Tak, żebym miał taką mordę jak wy?!?!
Od jakich zwierząt pochodzą psy? - pyta Kasia Jasia.
-Od wilków!
-Wilczury, to rozumiem. Ale dogi i jamniki też pochodzą od wilków?
-Nie... Dogi pochodzą od cielaków, a jamniki od dżdżownic!
Rozmawia dwóch właścicieli jamników:
- Wiesz, u mnie burmistrz zakazał hodowli jamników...
- Dlaczego ???
- Eee..., bo ciągle obijały krawężniki...
- Dlaczego twój jamnik ma stale wywieszony język?
- Nie wiem... Może pysk ma za krótki?
Przychodzi klient do sklepu zoologicznego i pyta:
-Są jamniki?
-Są.
-To poproszę... pół metra!
Zdenerwowany sąsiad mówi do sąsiada:
- Pański jamnik ugryzł mnie przed chwilę w łydkę!
- A co? Spodziewał się pan, że takie małe zwierzątko ugryzie pana w szyję???
Do baru wchodzi niepozorny mężczyzna:
- Przepraszam... czyj był ten rottweiler przed barem...
- Mój! - podnosi się potężny brodacz - Ale jak to "był"???
- Bo... mój jamnik go zabił...
- Co ty gadasz?! Jamnik mojego rottweilera? Jak?!!
- No... W gardle mu stanął...
- Dlaczego student jest podobny do jamnika?
- Bo jak mu zadać jakieś pytanie, to tak mądrze patrzy...
- Żeby trójka moich dzieci się nie pobiła.
- ????
- Mogą go głaskać wszystkie na raz....
Po podwórku biegają trzy psy: mops, buldog i pekińczyk. Na balkonie siedzi jamnik. Mówią więc do niego:
- Te, jamnik - chodź z nami pobiegać.
Jamnik na to:
- Nie mogę... Moi państwo wyszli i mnie zamknęli...
- No to skacz!!!
Jamnik:
- Tak, żebym miał taką mordę jak wy?!?!
Od jakich zwierząt pochodzą psy? - pyta Kasia Jasia.
-Od wilków!
-Wilczury, to rozumiem. Ale dogi i jamniki też pochodzą od wilków?
-Nie... Dogi pochodzą od cielaków, a jamniki od dżdżownic!
Rozmawia dwóch właścicieli jamników:
- Wiesz, u mnie burmistrz zakazał hodowli jamników...
- Dlaczego ???
- Eee..., bo ciągle obijały krawężniki...
- Dlaczego twój jamnik ma stale wywieszony język?
- Nie wiem... Może pysk ma za krótki?
Przychodzi klient do sklepu zoologicznego i pyta:
-Są jamniki?
-Są.
-To poproszę... pół metra!
Zdenerwowany sąsiad mówi do sąsiada:
- Pański jamnik ugryzł mnie przed chwilę w łydkę!
- A co? Spodziewał się pan, że takie małe zwierzątko ugryzie pana w szyję???
Do baru wchodzi niepozorny mężczyzna:
- Przepraszam... czyj był ten rottweiler przed barem...
- Mój! - podnosi się potężny brodacz - Ale jak to "był"???
- Bo... mój jamnik go zabił...
- Co ty gadasz?! Jamnik mojego rottweilera? Jak?!!
- No... W gardle mu stanął...
- Dlaczego student jest podobny do jamnika?
- Bo jak mu zadać jakieś pytanie, to tak mądrze patrzy...
środa, 2 września 2015
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
anegdoty siatkarskie
Marek Magiera:
Guma często wyprowadza mnie z równowagi, ale już się do tego przyzwyczaiłem - Krzysztof Ignaczak
Ryszard Bosek: Pamiętam zgrupowanie w Olsztynie. Poszliśmy do Wagnera i powiedzieliśmy, że chcemy iść na dyskotekę. Jurek powiedział, że nie ma sprawy, ale postawił warunek – jeśli chcecie się napić, proszę bardzo, ale jutro rano jest trening. Jeżeli umówimy się, że pijecie symbolicznie, po jednym drinku, to jutro macie wolne. Oczywiście wybraliśmy trening, bo wszyscy chcieli się napić. Nawaliliśmy się niemiłosiernie, a o ósmej rano na plaży Wagner zarządził przewr oty i fikołki. Nie muszę opowiadać, co działo się z naszymi żołądkami.
Marcin Możdżonek: Największym kawalarzem jest chyba jednak Igła. Przypominam sobie jeden jego dowcip. Na drzwiach od mojego pokoju nakleił moje zdjęcie, a obok obrazek z drzewcem z „Władcy Pierścieni”, a pod nimi napis w rodzaju wskaż pięć szczegółów którymi różnią się obydwa obrazki. Oczywiście zrewanżowałem mu się podobnym dowcipem, ale nie mogę podzielić się szczegółami, choćby zważywszy na to, że mogą to czytać dzieci.
Władimir Alekno:Opowiem panu jedną historię. Mieszkaliśmy w pokoju razem z menedżerem reprezentacji Romanem Stanisławowem. Miał on zwyczaj wypijać lampkę koniaku przed snem - przez ciągły stres zasnąć było czasami bardzo trudno. Proszę sobie wyobrazić taki obrazek: on wyszedł po coś z pokoju, a ja - chłop na schwał, lat 45, 120kg wagi - wcisnąłem się do szafy, w której znajdował się ten koniak. Jakim cudem tam się zmieściłem - bóg jeden wie. Roman wszedł, otworzył drzwi - a ja z rykiem wyskakuję na niego z szafy! On, biedak, zbladł i wyleciał z pokoju jak pocisk... Oczywiście, gniewał się potem, pobić mnie chciał... Tak więc, korzystając z okazji, chcę jeszcze raz podziękować Romanowi za jego pracę dla reprezentacji. Prawdziwy z niego patriota.
Sergei Tetyukhin :Podczas wolnego w Ferganie sprawdziłem organizm na wytrzymałość. Prawda, nie do nieprzytomności, wschód powitałem na nogach. A jeszcze nie zapomniałem, jak już w Biełgorodzie pierwszy raz próbowałem mocnego piwa. Mieszkałem w akademiku. Przenosiliśmy lane piwo w plastikowych reklamówkach. Jedną reklamówkę wkładacie w drugą, i w nią lejecie piwo. Potem zawiązujecie na supeł. Wnosiliśmy piwo do akademika - i dopiero tam przelewaliśmy go do butelek. Od razu nie można było tego zrobić. Bo jak to sobie wyobrażacie - pójść na trening z bidonem? Reklamówki nas ratowały. Do piwa braliśmy gromadniki (Rosjanie jako przekąskę do piwa jedzą ryby) i budowaliśmy na stole „braterską mogiłę”.
Jerzy Mielewski do Ireneusza Mazura:
- Czy znalezienie sukcesu w Rzeszowie będzie przypominało szukanie igły w stogu siana?
- Igłę już w Rzeszowie mają.
Wojciech Drzyzga:
Igła tak się zagadał, że został na boisku i Resovia grałaby w siódemkę.
Tomasz Wójtowicz: Mamy przykład Mljakowa, który siedział we Włoszech…
Ireneusz Mazur: Dodajmy, że siedział na ławce rezerwowych.
Ireneusz Mazur: No, dla Brazylijczyków przegrana z Finami?! No w hokeja to tak, ale w siatkówkę? Zaraz.. nawet nie wiem, czy Brazylia gra w hokeja.
"Kadziu Projekt":
Redaktor: Jaki będzie wynik?
Łukasz Kadziewicz: Hej, Daniel! Jaki będzie wynik? Mówi, że 3:0 dla którejś z drużyn. Po pierwszym secie wyślemy panu SMS-a z naszą prognozą.
Internauta: O czym myśli siatkarz w czasie ważnego meczu z Rosją podczas tie-breaku?
Łukasz Kadziewicz: O 50-letniej okupacji powojennej.
Anegdotka dotycząca czasów, gdy w AZS-ie Częstochowa trenerem był Ireneusz Mazur, a jednym z jego podopiecznych Bartosz Szcześniewski vel. "Bizon":
Jako że rywalizacja Resovii z Delektą się już zakończyła, podzielę się żartem odnośnie tamtejszej rywalizacji:
"Delecta jest jak facet po 50-tce - chcieliby codziennie, ale mogą raz na tydzień
Zaksa Rouzier'bała Jastrzębie
Kiedyś, po przed meczem reprezentacji, przyszedł do mnie Krzysiek Ignaczak i powiedział, żeby zagrać piosenkę o rudym lisie z Akademii Pana Kleksa,
gdy tylko Zagumnemu wyjdzie kiwka, bo on o to prosi. Nie sprawdziłem i
dałem się wkręcić. Gumie wychodzi akcja, a z głośników „rudy ojciec,
ruda matka...”.. Tylko mi palcem pogroził, a cały zespół w śmiech. Potem
przyszedł do mnie i pyta: „Czyj to pomysł?”, ja do niego: „Nie
powiem.”, a Guma: „To powiedz Igle, że ma przerąbane”.
Guma często wyprowadza mnie z równowagi, ale już się do tego przyzwyczaiłem - Krzysztof Ignaczak
Ryszard Bosek: Pamiętam zgrupowanie w Olsztynie. Poszliśmy do Wagnera i powiedzieliśmy, że chcemy iść na dyskotekę. Jurek powiedział, że nie ma sprawy, ale postawił warunek – jeśli chcecie się napić, proszę bardzo, ale jutro rano jest trening. Jeżeli umówimy się, że pijecie symbolicznie, po jednym drinku, to jutro macie wolne. Oczywiście wybraliśmy trening, bo wszyscy chcieli się napić. Nawaliliśmy się niemiłosiernie, a o ósmej rano na plaży Wagner zarządził przewr oty i fikołki. Nie muszę opowiadać, co działo się z naszymi żołądkami.
Marcin Możdżonek: Największym kawalarzem jest chyba jednak Igła. Przypominam sobie jeden jego dowcip. Na drzwiach od mojego pokoju nakleił moje zdjęcie, a obok obrazek z drzewcem z „Władcy Pierścieni”, a pod nimi napis w rodzaju wskaż pięć szczegółów którymi różnią się obydwa obrazki. Oczywiście zrewanżowałem mu się podobnym dowcipem, ale nie mogę podzielić się szczegółami, choćby zważywszy na to, że mogą to czytać dzieci.
Władimir Alekno:Opowiem panu jedną historię. Mieszkaliśmy w pokoju razem z menedżerem reprezentacji Romanem Stanisławowem. Miał on zwyczaj wypijać lampkę koniaku przed snem - przez ciągły stres zasnąć było czasami bardzo trudno. Proszę sobie wyobrazić taki obrazek: on wyszedł po coś z pokoju, a ja - chłop na schwał, lat 45, 120kg wagi - wcisnąłem się do szafy, w której znajdował się ten koniak. Jakim cudem tam się zmieściłem - bóg jeden wie. Roman wszedł, otworzył drzwi - a ja z rykiem wyskakuję na niego z szafy! On, biedak, zbladł i wyleciał z pokoju jak pocisk... Oczywiście, gniewał się potem, pobić mnie chciał... Tak więc, korzystając z okazji, chcę jeszcze raz podziękować Romanowi za jego pracę dla reprezentacji. Prawdziwy z niego patriota.
Sergei Tetyukhin :Podczas wolnego w Ferganie sprawdziłem organizm na wytrzymałość. Prawda, nie do nieprzytomności, wschód powitałem na nogach. A jeszcze nie zapomniałem, jak już w Biełgorodzie pierwszy raz próbowałem mocnego piwa. Mieszkałem w akademiku. Przenosiliśmy lane piwo w plastikowych reklamówkach. Jedną reklamówkę wkładacie w drugą, i w nią lejecie piwo. Potem zawiązujecie na supeł. Wnosiliśmy piwo do akademika - i dopiero tam przelewaliśmy go do butelek. Od razu nie można było tego zrobić. Bo jak to sobie wyobrażacie - pójść na trening z bidonem? Reklamówki nas ratowały. Do piwa braliśmy gromadniki (Rosjanie jako przekąskę do piwa jedzą ryby) i budowaliśmy na stole „braterską mogiłę”.
Jerzy Mielewski do Ireneusza Mazura:
- Czy znalezienie sukcesu w Rzeszowie będzie przypominało szukanie igły w stogu siana?
- Igłę już w Rzeszowie mają.
Wojciech Drzyzga:
Igła tak się zagadał, że został na boisku i Resovia grałaby w siódemkę.
Tomasz Wójtowicz: Mamy przykład Mljakowa, który siedział we Włoszech…
Ireneusz Mazur: Dodajmy, że siedział na ławce rezerwowych.
Ireneusz Mazur: No, dla Brazylijczyków przegrana z Finami?! No w hokeja to tak, ale w siatkówkę? Zaraz.. nawet nie wiem, czy Brazylia gra w hokeja.
"Kadziu Projekt":
Redaktor: Jaki będzie wynik?
Łukasz Kadziewicz: Hej, Daniel! Jaki będzie wynik? Mówi, że 3:0 dla którejś z drużyn. Po pierwszym secie wyślemy panu SMS-a z naszą prognozą.
Internauta: O czym myśli siatkarz w czasie ważnego meczu z Rosją podczas tie-breaku?
Łukasz Kadziewicz: O 50-letniej okupacji powojennej.
Anegdotka dotycząca czasów, gdy w AZS-ie Częstochowa trenerem był Ireneusz Mazur, a jednym z jego podopiecznych Bartosz Szcześniewski vel. "Bizon":
Otóż podczas jednego z treningów na Hali Polonia zawodnicy wykonywali ćwiczenie polegające na wykonaniu rozbiegu, odbicia się od "trampolinki", wskoczenie na "kozła", zeskoczenie z niego i zakończeniu tego wszystkiego siatkarskim padem...
Bartosz nie zrozumiał jednak polecenia do końca, bo w jego ćwiczeniu zabrakło jednego z elementów... Otóż wykonał rozbieg, odbił się "trampolinki", wskoczył na "kozła", po czym... prosto z niego wykonał pad
Legenda głosi, że tak przypieprzył o parkiet, że aż pospadały wszystkie piłki, które przez lata poutykały w żerdziach sufitu Hali Polonia
Jako że rywalizacja Resovii z Delektą się już zakończyła, podzielę się żartem odnośnie tamtejszej rywalizacji:
"Delecta jest jak facet po 50-tce - chcieliby codziennie, ale mogą raz na tydzień
Zaksa Rouzier'bała Jastrzębie
piątek, 7 sierpnia 2015
bo jak pęknie ten balon
bo jak pęknie ta skorupka
bo jak mleko się rozleje
bo jak cukier się wysypie
tak ja sama się rozlecę
na drobne
puzzle
na cząstki
na mikroelementy
jeszcze minuta
jeszcze godzina
jeszcze dzień
jeszcze tydzień
wytrawam
przetrwam
pokonam
przejdę
lub zniknę
raz a dobrze
raz na zawsze
raz po wieki
raz a dobrze
cokolwiek
ktokolwiek
gdziekolwiek
jakkolwiek
zrobię
coś
raz
dobrze
i ostatecznie
bo jak pęknie ta skorupka
bo jak mleko się rozleje
bo jak cukier się wysypie
tak ja sama się rozlecę
na drobne
puzzle
na cząstki
na mikroelementy
jeszcze minuta
jeszcze godzina
jeszcze dzień
jeszcze tydzień
wytrawam
przetrwam
pokonam
przejdę
lub zniknę
raz a dobrze
raz na zawsze
raz po wieki
raz a dobrze
cokolwiek
ktokolwiek
gdziekolwiek
jakkolwiek
zrobię
coś
raz
dobrze
i ostatecznie
niedziela, 2 sierpnia 2015
czwartek, 9 lipca 2015
czwartek, 25 czerwca 2015
czwartek, 11 czerwca 2015
bezgraniczna rozpacz
serce podarte w kant
zranione myśli
skrzywdzone uczucia
gdy lęk tak dominujący
że rozum się przed num chowa
gdy przerażenie tak wielkie
że rozsądek ucieka
nadzieja
gdy zostaje tylko nadzieja
jak przetłumaczyć oczom
by łez strumieniami nie lały
jak zrozumieć
to czego ludzki umysł
ani ciało
pojąć nie mogą
rak
słowo jak ogień parzące
wczoraj ja
dzisiaj ty
nieubłagane
niezaprzeczalie
nie możliwe do omininięcia
ostateczne
słowo klucz
życie i śmierć
bujające się na włosku
i czekające na opadnięcie
serce podarte w kant
zranione myśli
skrzywdzone uczucia
gdy lęk tak dominujący
że rozum się przed num chowa
gdy przerażenie tak wielkie
że rozsądek ucieka
nadzieja
gdy zostaje tylko nadzieja
jak przetłumaczyć oczom
by łez strumieniami nie lały
jak zrozumieć
to czego ludzki umysł
ani ciało
pojąć nie mogą
rak
słowo jak ogień parzące
wczoraj ja
dzisiaj ty
nieubłagane
niezaprzeczalie
nie możliwe do omininięcia
ostateczne
słowo klucz
życie i śmierć
bujające się na włosku
i czekające na opadnięcie
poniedziałek, 1 czerwca 2015
poniedziałek, 25 maja 2015
niedziela, 17 maja 2015
wtorek, 12 maja 2015
Tysiace słów
Tysiące zdań
Tysiące niespójnych pomysłów
Haos
Haos w głowie
Haos w sercu
Ból i cierpienie
Nadzieja i obawa
Strach
Bo gdy raz
dostaniesz w twarz
czekasz na kolejny cios
Życie
scena jednego aktora
nieprzewiwalne
Dziś siedzisz na szczycie góry
Jutro staczasz się na samo dno
By pojutrze rozpocząć mozolną wspinaczkę
Tysiące zdań
Tysiące niespójnych pomysłów
Haos
Haos w głowie
Haos w sercu
Ból i cierpienie
Nadzieja i obawa
Strach
Bo gdy raz
dostaniesz w twarz
czekasz na kolejny cios
Życie
scena jednego aktora
nieprzewiwalne
Dziś siedzisz na szczycie góry
Jutro staczasz się na samo dno
By pojutrze rozpocząć mozolną wspinaczkę
niedziela, 26 kwietnia 2015
czwartek, 2 kwietnia 2015
Świadectwo, kard. Dziwisz, fragm.
"W tym ostatnim momencie ziemskiej wędrówki Ojciec Święty stał się
ponownie tym, kim był zawsze, człowiekiem modlitwy. Człowiekiem Bożym,
głęboko zjednoczonym z Panem, dla którego modlitwa stanowiła
nieprzerwanie fundament egzystencji. Gdy miał się z kimś spotkać czy
podjąć ważną decyzję, napisać dokument czy udać się w podróż, najpierw
zawsze rozmawiał z Bogiem. Najpierw się modlił.
Także i tego dnia, zanim wyruszył w swą ostatnią wielką podróż, przy wsparciu obecnych przy nim osób odmówił wszystkie codzienne modlitwy, przeprowadził adorację,medytację, antycypując nawet niedzielną liturgiczną Godzinę Czytań.
W pewnej chwili siostra Tobiana dostrzegła jego spojrzenie. Zbliżyła ucho do jego ust, a on ledwo słyszalnym głosem wyszeptał: „Pozwólcie mi odejść do Pana”. Siostra wybiegła z pokoju, chciała podzielić Się z nami tym, co powiedział, ale zanosiła się od płaczu.
Dopiero później pomyślałem: to wspaniale, że swe ostatnie słowa skierował do kobiety.
Około godziny 19.00 Ojciec Święty zapadł w śpiączkę. Pokój oświetlał jedynie blask zapalonej gromnicy, którą on sam poświęcił 2 lutego podczas uroczystości Matki Bożej Gromnicznej.
Plac świętego Piotra i przylegające do niego ulice zapełniały się tłumem. Było coraz więcej ludzi, przede wszystkim stale przybywało młodzieży. Ich okrzyki „Giovanni Paolo!” i „Viva ii Papa!” docierały aż do trzeciego piętra. Jestem przekonany, że on także je słyszał. Nie mógł nie słyszeć!
Zbliżała się godzina 20.00, gdy niespodziewanie poczułem wewnętrzną potrzebę odprawienia Mszy świętej! Tak też uczyniliśmy wspólnie z kardynałem Marianem Jaworskim, z arcybiskupem Stanisławem Ryłko i dwoma polskimi księżmi - Tadeuszem Styczniem i Mieczysławem Mokrzyckim. Była to Msza święta poprzedzająca niedzielną uroczystość Bożego Miłosierdzia, tak drogą Ojcu Świętemu. Nadal czytaliśmy Ewangelię świętego Jana: „Jezus przyszedł, choć drzwi były zamknięte, stanął pośrodku nich i rzekł: «Pokój wam!»...” W chwili Komunii świętej zdołałem jako wiatyk podać mu kilka kropli Najświętszej Krwi Chrystusa.
Nadeszła godzina 21.37. Zorientowaliśmy się, że Ojciec Święty przestał oddychać. I wtedy zobaczyliśmy na monitorze, że jego wielkie serce po kilku jeszcze uderzeniach przestało bić.
Profesor Buzzonetti pochylił się nad nim i spoglądając na nas wyszeptał: „Powrócił do
domu Ojca”.
Ktoś zatrzymał wskazówki zegara.
A my, jednocześnie, niczym na rozkaz, zaczęliśmy śpiewać Te Deum. Nie Requiem, gdyż nie była to żałoba, ale Te Deum. W podziękowaniu dla Boga za dar, jaki nam przekazał, za dar w osobie Ojca Świętego, Karola Wojtyły.
Płakaliśmy. Jak mieliśmy nie płakać! Płakaliśmy łzami bólu i radości. I wtedy zapalono światła w całym domu...
Potem już nic nie pamiętam. Miałem wrażenie, że nagle za-padła ciemność. Ciemność nade mną i we mnie samym. Zdawałem sobie sprawę z tego, co się dokonywało, ale nie potrafiłem dopuścić do siebie tej myśli. A może nie potrafiłem zrozumieć. Zawierzyłem się Panu i kiedy wydawało mi się, że już wypełniała mnie pogoda ducha, powracała ciemność.
Aż nadszedł moment rozstania.
Wokół niezliczone tłumy. Obecne były osobistości przybyłe z daleka. Przede wszystkim jednak jego lud. Jego młodzież. I te jakże znamienne i naglące transparenty. Plac świętego Piotra wypełniała światłość. Światłość powróciła także do mojej duszy.
Na zakończenie homilii kardynał Ratzinger wskazał na okno mówiąc, że on na pewno tam stoi, widzi nas i błogosławi. Ja także odwróciłem głowę w tamtą stronę, jakże mogłem się nie odwrócić. Ale nie byłem w stanie spojrzeć w górę.
Na końcu, gdy niosący trumnę dotarli do wejścia do Bazyliki, powoli odwrócili ją w stronę wiernych, by mógł ostatni raz spojrzeć na Plac. By mógł pożegnać się ostatecznie z ludźmi, ze światem.
Ale także ze mną?
Nie, ze mną nie. W tamtej chwili nie myślałem o sobie. Przeżywałem te chwile wraz z innymi. Wszyscy byli poruszeni, wstrząśnięci. Dla mnie było to coś, czego nigdy nie zapomnę.
Orszak wchodził do Bazyliki. Mieli znieść trumnę do grot, do grobu.
A ja pomyślałem wtedy...
Byłem przy nim prawie czterdzieści lat. Najpierw przez dwanaście lat w Krakowie, apotem przez kolejnych dwadzieścia siedem w Rzymie. Zawsze przy nim. Zawsze u jego boku.
A teraz, w chwili śmierci, poszedł sam.
Zawsze mu towarzyszyłem, a stąd odszedł sam. Najbardziej poruszyło mnie to, że w tej drodze nie będę mógł mu towarzyszyć.
On wcale nas nie zostawił. Czujemy jego obecność. Doznajemy licznych łask przez jego wstawiennictwo. A ja towarzyszyłem mu aż do tego momentu.
Teraz odszedł sam.
A teraz? Po tamtej stronie, kto mu towarzyszy?"
Także i tego dnia, zanim wyruszył w swą ostatnią wielką podróż, przy wsparciu obecnych przy nim osób odmówił wszystkie codzienne modlitwy, przeprowadził adorację,medytację, antycypując nawet niedzielną liturgiczną Godzinę Czytań.
W pewnej chwili siostra Tobiana dostrzegła jego spojrzenie. Zbliżyła ucho do jego ust, a on ledwo słyszalnym głosem wyszeptał: „Pozwólcie mi odejść do Pana”. Siostra wybiegła z pokoju, chciała podzielić Się z nami tym, co powiedział, ale zanosiła się od płaczu.
Dopiero później pomyślałem: to wspaniale, że swe ostatnie słowa skierował do kobiety.
Około godziny 19.00 Ojciec Święty zapadł w śpiączkę. Pokój oświetlał jedynie blask zapalonej gromnicy, którą on sam poświęcił 2 lutego podczas uroczystości Matki Bożej Gromnicznej.
Plac świętego Piotra i przylegające do niego ulice zapełniały się tłumem. Było coraz więcej ludzi, przede wszystkim stale przybywało młodzieży. Ich okrzyki „Giovanni Paolo!” i „Viva ii Papa!” docierały aż do trzeciego piętra. Jestem przekonany, że on także je słyszał. Nie mógł nie słyszeć!
Zbliżała się godzina 20.00, gdy niespodziewanie poczułem wewnętrzną potrzebę odprawienia Mszy świętej! Tak też uczyniliśmy wspólnie z kardynałem Marianem Jaworskim, z arcybiskupem Stanisławem Ryłko i dwoma polskimi księżmi - Tadeuszem Styczniem i Mieczysławem Mokrzyckim. Była to Msza święta poprzedzająca niedzielną uroczystość Bożego Miłosierdzia, tak drogą Ojcu Świętemu. Nadal czytaliśmy Ewangelię świętego Jana: „Jezus przyszedł, choć drzwi były zamknięte, stanął pośrodku nich i rzekł: «Pokój wam!»...” W chwili Komunii świętej zdołałem jako wiatyk podać mu kilka kropli Najświętszej Krwi Chrystusa.
Nadeszła godzina 21.37. Zorientowaliśmy się, że Ojciec Święty przestał oddychać. I wtedy zobaczyliśmy na monitorze, że jego wielkie serce po kilku jeszcze uderzeniach przestało bić.
Profesor Buzzonetti pochylił się nad nim i spoglądając na nas wyszeptał: „Powrócił do
domu Ojca”.
Ktoś zatrzymał wskazówki zegara.
A my, jednocześnie, niczym na rozkaz, zaczęliśmy śpiewać Te Deum. Nie Requiem, gdyż nie była to żałoba, ale Te Deum. W podziękowaniu dla Boga za dar, jaki nam przekazał, za dar w osobie Ojca Świętego, Karola Wojtyły.
Płakaliśmy. Jak mieliśmy nie płakać! Płakaliśmy łzami bólu i radości. I wtedy zapalono światła w całym domu...
Potem już nic nie pamiętam. Miałem wrażenie, że nagle za-padła ciemność. Ciemność nade mną i we mnie samym. Zdawałem sobie sprawę z tego, co się dokonywało, ale nie potrafiłem dopuścić do siebie tej myśli. A może nie potrafiłem zrozumieć. Zawierzyłem się Panu i kiedy wydawało mi się, że już wypełniała mnie pogoda ducha, powracała ciemność.
Aż nadszedł moment rozstania.
Wokół niezliczone tłumy. Obecne były osobistości przybyłe z daleka. Przede wszystkim jednak jego lud. Jego młodzież. I te jakże znamienne i naglące transparenty. Plac świętego Piotra wypełniała światłość. Światłość powróciła także do mojej duszy.
Na zakończenie homilii kardynał Ratzinger wskazał na okno mówiąc, że on na pewno tam stoi, widzi nas i błogosławi. Ja także odwróciłem głowę w tamtą stronę, jakże mogłem się nie odwrócić. Ale nie byłem w stanie spojrzeć w górę.
Na końcu, gdy niosący trumnę dotarli do wejścia do Bazyliki, powoli odwrócili ją w stronę wiernych, by mógł ostatni raz spojrzeć na Plac. By mógł pożegnać się ostatecznie z ludźmi, ze światem.
Ale także ze mną?
Nie, ze mną nie. W tamtej chwili nie myślałem o sobie. Przeżywałem te chwile wraz z innymi. Wszyscy byli poruszeni, wstrząśnięci. Dla mnie było to coś, czego nigdy nie zapomnę.
Orszak wchodził do Bazyliki. Mieli znieść trumnę do grot, do grobu.
A ja pomyślałem wtedy...
Byłem przy nim prawie czterdzieści lat. Najpierw przez dwanaście lat w Krakowie, apotem przez kolejnych dwadzieścia siedem w Rzymie. Zawsze przy nim. Zawsze u jego boku.
A teraz, w chwili śmierci, poszedł sam.
Zawsze mu towarzyszyłem, a stąd odszedł sam. Najbardziej poruszyło mnie to, że w tej drodze nie będę mógł mu towarzyszyć.
On wcale nas nie zostawił. Czujemy jego obecność. Doznajemy licznych łask przez jego wstawiennictwo. A ja towarzyszyłem mu aż do tego momentu.
Teraz odszedł sam.
A teraz? Po tamtej stronie, kto mu towarzyszy?"
czwartek, 26 marca 2015
Stanęłam na krawędzi
Spojrzałam w dół
I chciałam skoczyć
W głęboką otchłań nicości
Ale wtedy
Usłyszałam głos dziecka
To było jedno słowo
Ciociu
I już nie mogłam
Odejść jakby nie stało się nic
I już nie mogłam
Zapomnieć że ktoś mnie kocha
Łzy
Dramaty
Upadki
Porażki
Codziennie kłody pod nogami
Codziennie walka ze sobą
Codziennie stres
Codziennie ból i cierpienie
Co dzień uśmiech dziecka
Co dzień pocałunek dziecka
Co dzień wołanie dziecka
Co dzień miłość dziecka
Chrzest
Chrześniak
Zobowiązanie
Obietnica
Droga kręta
Droga długa
Droga bolesna
Droga wyboista
Znosiłam to
Znoszę
I będę znosić
Bo mam cel
Spojrzałam w dół
I chciałam skoczyć
W głęboką otchłań nicości
Ale wtedy
Usłyszałam głos dziecka
To było jedno słowo
Ciociu
I już nie mogłam
Odejść jakby nie stało się nic
I już nie mogłam
Zapomnieć że ktoś mnie kocha
Łzy
Dramaty
Upadki
Porażki
Codziennie kłody pod nogami
Codziennie walka ze sobą
Codziennie stres
Codziennie ból i cierpienie
Co dzień uśmiech dziecka
Co dzień pocałunek dziecka
Co dzień wołanie dziecka
Co dzień miłość dziecka
Chrzest
Chrześniak
Zobowiązanie
Obietnica
Droga kręta
Droga długa
Droga bolesna
Droga wyboista
Znosiłam to
Znoszę
I będę znosić
Bo mam cel
środa, 25 marca 2015
wtorek, 17 marca 2015
niedziela, 15 marca 2015
SP CIOCIA ELA
śmierć
równa wobec wszystkich i wszystkich
zgoda z prawem
boskim i naturalnym
sprawiedliwa wobec wszystkich
zabiera młodego i starego
chorego i zdrowego
dobrego i złego
przychodzi po cichu
przez nikogo niezauważona
odchodzi ze łzami
tych którym zabiera bliskiego
zostawia bezradność i bezsilność
poczucie nieuniknionego
jest początek
jest koniec
był człowiek
nie ma człowieka
zostaje w sercu
pustka i smutek
Ciociu Elu - Nie zapomnę Cię
równa wobec wszystkich i wszystkich
zgoda z prawem
boskim i naturalnym
sprawiedliwa wobec wszystkich
zabiera młodego i starego
chorego i zdrowego
dobrego i złego
przychodzi po cichu
przez nikogo niezauważona
odchodzi ze łzami
tych którym zabiera bliskiego
zostawia bezradność i bezsilność
poczucie nieuniknionego
jest początek
jest koniec
był człowiek
nie ma człowieka
zostaje w sercu
pustka i smutek
Ciociu Elu - Nie zapomnę Cię
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)